Menu
- Aktualności
- Wydarzenia
- Oneg Szabat
- Zbiory
- Nauka
- Wystawy
- Edukacja
- Wydawnictwo
- Genealogia
- O Instytucie
- Księgarnia na Tłomackiem
- Czasopismo „Tłomackie 3/5"
- Kwartalnik Historii Żydów
Dwóch mężczyzn i skrzynki z owocami na wozie konnym, fot. Julia Protte, Zbiory ŻIH
Kuchnia żydowska, jedna z najbardziej rozpoznawalnych na świecie, której poświęcono setki publikacji naukowych oraz książek kucharskich, a jej wpływy widoczne są także w kuchniach innych krajów, niewątpliwie stanowi fundament żydowskiej tożsamości. W twórczości żydowskiej, tak w literaturze pięknej, jak i w tekstach dokumentu osobistego, w których przedstawiono codzienne życie Żydów w Polsce, lub szerzej, w Europie Środkowej i Wschodniej, potrawy kuchni aszkenazyjskiej są nieodzownym elementem opowieści. Dysponujemy dziesiątkami opisów przygotowań do szabatów czy świąt. Bez względu na to, czy narracja dotyczy biednej rodziny żydowskiej na łódzkich Bałutach, galicyjskiego sztetla czy bogatych mieszczan w Warszawie, za każdym razem w tle pojawia się informacja o tym, jak wygląda ich codzienna dieta, a sceny świętowania przy rodzinnym stole są jednym z najczęstszych motywów w żydowskiej literaturze. Jednak w niniejszym artykule interesować mnie będzie, w jaki sposób w polskojęzycznych tekstach literackich i prasowych próbowano przedstawić palestyńską codzienność żydowskich emigrantów w kontekście ich zwyczajów żywieniowych, traktując ją także jako element budowy nowego państwa żydowskiego.
Yotam Ottolenghi, jeden z najpopularniejszych współczesnych kucharzy izraelskich, w znakomitej książce kucharskiej Jerozolima zwracał uwagę na wielokulturowe dziedzictwo swojego rodzinnego miasta, w którym „skomplikowana mozaika narodów”[1] tworzy „ogromny kulinarny arras”[2]. Naturalnie, funkcjonowanie obok siebie tylu społeczności prowadzi do nieuniknionych dyskusji o „prawie własności” niektórych potraw (np. hummusu) i prób przypisania ich przez Palestyńczyków lub Żydów do własnej kuchni narodowej, o istnieniu której niektórzy z nich zapewne są przekonani. Z pewnością pasta z ciecierzycy nie była typowym daniem w kuchni aszkenazyjskiej, do której przyzwyczajona była większość przedwojennych emigrantów decydujących się opuścić Polskę i udać się – głównie z pobudek ideologicznych – do Palestyny. Nowe życie w budującym się państwie żydowskim wymagało (przynajmniej teoretycznie) odrzucenia przyzwyczajeń, których nabrali emigranci w krajach swojego pochodzenia, w tym do zmiany nawyków żywieniowych:
„Od Arabów musimy się wieli rzeczy nauczyć w szczególności umiejętności przystosowania się do warunków w kraju. Imigranci przywożą ze sobą z Rosji i Polski zwyczaje, które nie zgadzają się z warunkami miejscowymi. Jedzą np. wiele mięsa, mimo że klimat wymaga innego pożywienia. Tyberiada np. przepełniona rybami, lecz Żydzi mało dbają o połów ryb. Zamiast zaaklimatyzować się w kraju, zachowują uporczywie swe zwyczaje żydowskie, mimo że w rzeczywistości są to tylko zwyczaje rosyjskie lub polskie. Żydzi wprowadzili w Palestynie jedynie uprawę winogron, oliwek, migdałów i pomarańcz, lecz jarzyny muszą kupować u Arabów”[3].
Wprowadzenie do jadłospisu elementów lokalnej diety wiązało się nie tylko z kwestiami zdrowotnymi, uniezależnieniem się od arabskich dostawców, a także ostatecznym pożegnaniem z kuchnią golusu i stworzeniem nowej kuchni narodowej, nawet jeśli bazującej na niewymyślonych przez siebie przepisach. Produkty wykorzystywane w kuchni bliskowschodniej pojawiają się w utworach literackich, jednak z wyraźnym zaznaczeniem, że jest obca, orientalna i tak jak jej konsumenci – egzotyczna. Jak zauważyła Zuzanna Marek, czołowa poetka polsko-żydowska Anda Eker w wierszu O handlarzu owoców zastosowała specyficzny opis jego stroju przypominający renesansowe portrety Giuseppe Arcimbolda[4]. Sprzedawca bowiem miał: brzuch „jak melon kulisty”, spodnie „jak para kawonów”, twarz „jak pomarszczona figa”[5]. Tę listę charakterystycznych dla Palestyny owoców, uzupełniła bananami, granatami, daktylami, brzoskwiniami, cytrynami, winogronami i morelami, tak żeby czytelnik nie miał wątpliwości, że autorka próbuje oddać bliskowschodni klimat, zupełnie odmienny od polskiej rzeczywistości. W niektórych tekstach pojawiała się także pita. Dziś ten wypiek uznawany jest za typowy element kuchni izraelskiej, jednak w okresie międzywojnia wyraźnie wskazywano na jego arabskie pochodzenie. W syjonistycznej powieści Bernarda Zimmermanna Tirsa, której akcja rozgrywa się w Jerozolimie, tytułowa bohaterka w hotelowej restauracji z zaciekawieniem pomieszanym z obrzydzeniem obserwowała otyłego Araba, którego palce „uganiały po blaszanym talerzu z jajecznicą, skąd wyławiane kawałki wędrowały do pity z ułożonymi w jej fałdach oliwkami i kawałkami sera”[6]. Wydawca powieści umieścił stosowny przypis objaśniający czytelnikowi w Polsce, że pita to „placek pieczony na sposób arabski”[7]. W 1938 r. na łamach lwowskiej „Chwili” ogłoszono reportaż z Syrii, w którym pisano, że „pyta” jedzona wraz z oliwkami i serem labneh stanowi przykład na to, jak prymitywna jest kuchnia arabska[8]. Co ciekawe, ten sam autor w innym tekście podkreślał, że „żaden mistrz kunsztu kulinarskiego nie potrafi zestawić potrawy z takiej mnogości jarzyn – co prosty Arab fabrykujący hummus. Do hummus nie wolno używać ani łyżeczki, ani widelca”[9].
Badaczka Anna Wieczorkiewicz dowodzi, że „sposoby, w jaki przybysze reagują na obce im produkty spożywcze i wzorce odżywiania to element negocjowania własnej tożsamości w nowym otoczeniu”[10]. Jednak z biegiem czasu to, co było pogardzane jako kuchnia nie dosyć wykwintna i obca, staje się częścią codziennego jadłospisu. Widoczne jest to w wielu tekstach, zarówno w reportażach publikowanych na łamach prasy polsko-żydowskiej, jak i w niektórych utworach literackich poświęconych Palestynie, gdzie czytamy, że kuchnia pionierów prezentowała się skromnie i była bardzo zbliżona do tego, co jadali Arabowie[11]. Menu budowniczych państwa żydowskiego obejmowało pomidory, oliwki, sery oraz chleb i pomarańcze[12]. Na łamach prasy podano między innymi szczegółowy jadłospis robotników w nieistniejącej obecnie kolonii Tel Or[13] podkreślając przy tym, że to samo wyżywienie przysługuje zarówno robotnikowi, jak i dyrektorowi:
„(...) na śniadanie herbatę, jaja, masło, miód, oliwki, pomidory itd. Na obiad: zupę, potrawę z ryb, pieczeń z jarzyną, kompot lub owoce. Wieczorem to samo, co na obiad, w lecie kuchnia jarska. Picie wody jest podczas jedzenia wzbronione, ponieważ woda rozpuszcza pepsynę w żołądku, utrudniając trawienie, które i tak już wskutek wysokiego ciśnienia powietrza doznaje przeszkód. Zamiast wody podaje się herbatę, konsumowaną tutaj w fantastycznych ilościach. W gorący dzień lata, skonsumowano 10 litrów herbaty na głowę – jednego tylko dnia! (...) W Tel Or nie ma alkoholu”[14].
Produkty spożywcze nie były tylko elementem zaspokajania podstawowych potrzeb pionierów, ale także podstawą ich egzystencji ekonomicznej. W międzywojennej prasie polsko-żydowskiej wiele miejsca poświęcono rozwijającej się hodowli warzyw i owoców, szczególnie zaś gajom oliwnym i sadom pomarańczowym prowadzonym przez pionierów. Zwłaszcza pardesy założone na niegdysiejszych ugorach były przedmiotem dumy kolonistów i częstym motywem syjonistycznej twórczości literackiej, a także elementem propagandy wiążącym przybyłych z Europy Żydów z palestyńskim krajobrazem.
Jednym z produktów, które regularnie trafiały na stoły polskich Żydów, było wino Karmel produkowane w winnicach założonych przez barona Edmonda de Rothschilda w 1882 roku. Inwestycja była rodzajem kooperatywy lokalnych Żydów-rolników uprawiających winorośl, którzy dzięki finansowej pomocy barona mogli produkować wino. W prasie regularnie ukazywały się reklamy wina „wyrabianego ze sławnych winogron palestyńskich”, w których nie tylko zapewniano, że „Karmel jest sławy wszechświatowej”[15], ale także zachwalano jego zbawienny wpływ na zdrowie. Wedle producentów leczyło płuca, serce i układ trawienny oraz wpływało „dodatnio na psychikę chorego, usuwając nastrój melancholijny”[16]. Co prawda jakość tego nadmiernie słodkiego trunku, wbrew temu, co sugerował producent, odbiegała od poziomu win europejskich, jednak wśród polskich Żydów zyskał popularność, ponieważ był koszerny, a przede wszystkim pochodził z Erec Israel:
„(...) mamy też moralne zadośćuczynienie, pijąc wino palestyńskie, już dlatego, że popieramy tym samym naszych robotników i że w ten sposób wpływamy na odrodzenie naszej starej siedziby przodków (...). I dlatego Żydzi, używajcie podczas waszych uroczystości i świąt tylko wina >>Karmel<< (...), I pamiętaj również, że wino >>Karmel<< jest symbolem przyszłego szczęścia narodowego: budzi w nas błogą nadzieję odrodzenia naszego narodu na własnej ziemi i kryje w sobie cząstkę tajemnicy wskrzeszenia ludu Izraela”[17].
Przy okazji polskich Żydów zachęcano także do kupowania „macy z wielkich młynów w Hajfie, gdzie miele się zboże z Galilu i Jehudy”, zachwalano „oliwę i mydło palestyńskie, czekoladę i słodycze produkcji palestyńskiej itd.”[18]. Niewątpliwie żywność wytwarzana w Palestynie była nie tylko źródłem utrzymania tamtejszych rolników, ale była także wykorzystywana w ideologicznej propagandzie skierowanej do polskich Żydów. W konsumentach miało się wytworzyć przekonanie, że nie tylko otrzymują produkt najwyższej jakości, ale wspierając żydowskich rolników spełniają swój syjonistyczny obowiązek.
Nieco inaczej na temat jedzenia pisano w tekstach poświęconych powojennej emigracji Żydów do Palestyny. Przede wszystkim nie odnajdziemy w nich tak silnego nacechowania ideologicznego, ponieważ część autorów opuszczała Polskę nie dlatego, że kierowali się sentymentem wobec ideałów syjonistycznych, a w wyniku antysemickich nagonek. Włodek Goldkorn, który wyjechał w marcu 1968 r., wspominał:
„Nasze życie upływało na pozór spokojnie. Banany kosztowały pół izraelskiej liry, około dwudziestu amerykańskich centów. (...) W Jerozolimie były jeszcze pomarańcze, grejpfruty, ananasy, owoce i warzywa, które nauczyłem się rozpoznawać, a o których istnieniu nie miałem pojęcia i nie znałem nawet ich polskich nazw: cukinie i awokado, bakłażany i karczochy. Zwykłe sprawy, podobnie jak supermarket, do którego chodziliśmy na zakupy”[19].
W Ośle Mesjasza Goldkorn wiele miejsca poświęcił relacjom żydowsko-arabskim. Bohaterowie, emigranci ocaleni z Zagłady, z pogardą wypowiadali się nie tylko o Arabach, ale też o marokańskich Żydach określanych przez nich mianem tchórzy, troglodytów i jaskiniowców, którzy rzekomo w klozetach kisili ogórki[20]. Jednocześnie ocaleni w poczuciu wyższości cywilizacyjnej trwali przy swoich zwyczajach kulinarnych i jak pisał Goldkorn: „Jeśli na obiad podawano rybę, to tylko karpia z bagien, ponieważ ryby z Morza Śródziemnego uznawano za »jakieś arabskie«, podobnie jak oliwę z oliwek”[21].
Karolina Przewrocka-Aderet w reportażu Polanim. Z Polski do Izraela przypomina historie żydowskich emigrantów, którzy wyjechali do Palestyny. Z fragmentów poświęconych emigracji powojennej wynika, że nowo przybyli podobnie jak poprzednie pokolenia próbowali zachować kulinarne zwyczaje, które praktykowali w Polsce: „spotykają się regularnie (...) na bigosie, zrazikach i pyzach u Kalmanowicza przy ulicy Ben Jehudy, na wódce u Lipskiego w Jaffie (...) na makowcu u krakowianki Zofii Kapulskiej”[22]. Orna Keret, matka znanego pisarza Etgara, wspominała, że po przyjeździe do Izraela gotowała „po polsku: bigos, krupnik, kasze, kartofle”[23]. Przypomina to rozterki międzywojennych autorów polsko-żydowskich, dla których problematyczna była podwójna tożsamość i posiadanie dwóch ojczyzn. W podobnym tonie pisał Jerzy Herman, który już z perspektywy izraelskiej z nostalgią wspominał obwarzanki kupowane w rodzinnym Krakowie[24]. Francuski badacz Luce Giard zauważa, że kiedy sytuacja polityczna czy ekonomiczna zmusza do opuszczenia swojego kraju, to właśnie pożywienie staje się najbardziej trwałym odniesieniem do kultury rodzimej, rodzajem nostalgicznej opowieści o regionie, z którego się wywodzimy[25]. Pojawia się więc pytanie, czy bigos miał pełnić funkcję swoistej proustowskiej magdalenki, dzięki któremu wspomnienia z kraju pochodzenia nie tylko nie zacierały się, ale też stanowiły „sposób wpisania w swoje oddalenie przynależności do dawnego terroir”[26]?
Warto dodać, że w Polanim Przewrocka-Aderet przywołuje zapomnianą publikację Lucyny Cukierman, skierowaną do nowoprzybyłych emigrantek z Polski[27]. Domowe jedzenie jest w niej nie tylko zaspokojeniem podstawowych potrzeb, ale także elementem ideologicznego wychowania nowych emigrantów, szczególnie kobiet, które mają „przez racjonalne odżywianie rodziny dać ojczyźnie zdrowe pokolenie”[28]. Książka Cukierman jest swoistą mieszanką kuchni Europy Środkowo-Wschodniej, niekoniecznie tylko aszkenazyjskiej, z lokalnymi potrawami (hummus, ser labneh). Projektowana czytelniczka, czyli początkująca emigrantka i kucharka, mogła zapoznać się z przepisami na pierogi ruskie, knedle, bigos, kaszę gryczaną, flaki, karpia, sałatki jarzynowe i śledziowe, a także poznać kulinarne zastosowanie warzyw kojarzonych jako charakterystyczne dla diety bliskowschodniej lub śródziemnomorskiej (m.in. okra, bakłażany, karczochy). Autorka udzielała też praktycznych porad związanych z palestyńskim klimatem i na przykład zalecała stosowanie „wszelkich ostrych korzeni, które pobudzają krew do szybkiego krążenia, przez co łatwiej się znosi zmęczenie na skutek gorąca”[29]. W publikacji odnajdziemy też fragment poświęcony „potrawom Wielkanocnym”, zapisane w ten sposób przepisy na święto Pesach mogą sugerować, że odbiorcą tej publikacji miałby być zasymilowane do kultury i języka polskiego emigrantki.
Cukierman apelowała do czytelniczek, żeby potrawy serwowane domownikom były możliwie jak najestetyczniej podane, a gdy przyjmuje się gości, warto „miejsca dla osób oznaczać kartkami, które można oprzeć o kieliszki lub przypiąć do serwetki”[30]. Taki savoir-vivre nie obowiązywał w kibucu odwiedzanym przez Włodka Goldkorna. Autor wspominał tamtejszą stołówkę, gdzie na każdym stole stało wiadro, do którego wrzucano resztki posiłków. Ten zaskakujący element dekoracji, którego matka Goldkorna „nigdy nie chciałaby widzieć na naszym stole”[31], miał być formą zerwania z burżuazyjną estetyką i podkreśleniem, że w kibucu nawet odpadki są rzeczą wspólną. Te dwa przykłady wskazują, jak dalece mogły różnić się wyobrażenia emigrantów o życiu w państwie żydowskim. Z jednej strony kontynuowano mieszczańskie wzory zachowania pielęgnujące codzienną kulturę, znane z kraju pochodzenia, z drugiej uznawano je za przebrzmiały element starego świata, który w nowej rzeczywistości nie ma racji bytu.
***
Syjoniści, pomimo podejmowanych prób, nie stworzyli nowej kuchni narodowej w Izraelu, co biorąc pod uwagę kapitał kulturowy (w tym żywieniowy) przybywających do Palestyny Żydów z różnych stron świata byłoby niemożliwe. Jak wskazuje Anna Wieczorkiewicz:
„Historia każdej narodowej diety to historia narodu wraz z jego jedzeniowymi modami, z wymyślaniem nowości i ich porzucaniem. Epizody te znaczą kartografię kolonializmu i migracji, handlu i eksploracji, wymiany kulturowej oraz zaznaczania granic”[32].
Emigranci lub ich dzieci integrując się z nowym społeczeństwem są zarazem dawcami i biorcami kulinarnych tradycji. Z jednej strony do nowej ojczyzny wnoszą swoje dziedzictwo znane z kraju pochodzenia, z drugiej zaś czerpią z kulinarnych doświadczeń innych współmieszkańców.
Bibliografia
„Chwila” (1919-1939)
„Nasz Przegląd” (1923-1939)
„Nowy Dziennik” (1918-1939)
Certeau, Michel de; Giard, Luce; Mayol, Pierre, Wynaleźć codzienność, 2. Mieszkać i gotować, przeł. Katarzyna Thiel-Jańczuk, Kraków 2011.
Cukierman, Lucyna, Praktyczna książka kucharska, Tel Awiw, b.d.
Goldkorn, Włodek, Osioł Mesjasza, przeł. Joanna Malawska, Wołowiec 2020.
Marek, Zuzanna, Odkrywanie tożsamości w podróży: Orient i Europa [w:] Anda Eker. Miłość stracona, pod red. Marii Antosik-Pieli i Eugenii Prokop-Janiec, Kraków 2017.
Ottolenghi, Yotam; Tamimi, Sami, Jerozolima, przeł. Magdalena Gignal, Warszawa 2014.
Przewrocka-Aderet, Karolina, Polanim. Z Polski do Izraela, Wołowiec 2019.
Wieczorkiewicz, Anna, Apetyt turysty. O doświadczani świata w podróży, Kraków 2012
Zimmermann, Bernard, Tirsa, Kraków 1931.
Przypisy
[1] Yotam Ottolenghi, Sami Tamimi, Jerozolima, przeł. M. Gignal, Warszawa 2014, s. 10. Autorzy we wstępie do książki kucharskiej wskazują, że w mieście mieszkają nie tylko przedstawiciele trzech religii, ale także dokonują podziału wewnątrz żydowskiej diaspory: „chasydzi z Polski, nieortodoksyjni Żydzi z Tunezji, Libii, Francji i Wielkiej Brytanii; Żydzi sefardyjscy, którzy byli tu od pokoleń, (...) świeccy Żydzi aszkenazyjscy z Rumunii, Niemiec i Litwy oraz licznie ostatnio przybyli Sefardyjczycy z Maroka, Iraku, Iranu i Turcji, (...) Żydzi jemeńscy i etiopscy, (...) Żydzi z Argentyny i południowych Indii, (...) Żydzi z Buchary”. Według autorów wszystkie wyżej wymienione grupy miały wkład w rozwój współczesnej kuchni jerozolimskiej, czy szerzej izraelskiej. Zob. ibidem, s. 10.
[2] Ibidem, s. 10.
[3] b.a., Jak Louis Brandeis pojmuje syjonizm amerykański, „Chwila”, nr 749, 1921, s. 3.
[4] Zuzanna Marek, Odkrywanie tożsamości w podróży: Orient i Europa [w:] Anda Eker. Miłość stracona, pod red. Marii Antosik-Pieli i Eugenii Prokop-Janiec, Kraków 2017, s. 103.
[5] Anda Eker, O handlarzu owoców, ibidem, s. 166.
[6] Bernard Zimmermann, Tirsa, Kraków 1930, s. 345.
[7] Ibidem, s. 461.
[8] Zob. Chawiw Krumholz, Kraj najniższego standardu życia. Z podróży do Syrii, „Chwila”, nr 6894, 1938, s. 5.
[9] Chawiw Krumholz, Z dziennika włóczęgi. W Damaszku, „Chwila wieczorna”, nr 1189, 1938, s. 9.
[10] Anna Wieczorkiewicz, Apetyt turysty. O doświadczani świata w podróży, Kraków 2012, s. 282.
[11] Na temat badań dotyczących odżywiania przeprowadzonych na mieszkańcach Palestyny zob. Jak odżywia się ludność palestyńska?, „Chwila”, nr 4724, 1928, s. 8.
[12] Zob. m.in. Cheskel Zwi Klötzel, Kobiety Chanity, „Nowy Dziennik”, nr 225, 1938, s. 8.
[13] Tel Or – kolonia założona w 1928 r., której mieszkańcami byli przede wszystkim pracownicy pobliskiej elektrowni Naharija. W 1948 r. w wyniku wojny o niepodległość mieszkańcy Tel Or zostali zmuszeni do opuszczenia domów, a kolonia znalazła się na terytorium Jordanii.
[14] B.a., Raj robotniczy w Tel-Or, „Chwila”, nr 3710, 1929, s. 6
[15] Wina palestyńskie „Karmel” [reklama, przyp. M. A-P.], „Chwila”, nr 2507, 1926, s. 2.
[16] Dlaczego lekarze stwierdzili, że wino „Karmel” jest pierwszorzędnym środkiem leczniczym przeciwko chorobom płuc [reklama – przyp. M. A-P], „Nasz Przegląd”, nr 197, 1927s. 10.
[17] Hagada szel Pesach z ilustracjami i nutami, przeł. H. Finkelsztejn, Warszawa ca. 1930, b.s.
[18] Ibidem, b.s.
[19] Włodek Goldkorn, Osioł Mesjasza, przeł. Joanna Malawska, Wołowiec 2020, rozdz. 4, MOBI, Kindle Edition.
[20] Ibidem, rozdz. 7.
[21] Ibidem.
[22] Karolina Przewrocka-Aderet, Polanim. Z Polski do Izraela, Wołowiec 2019, s. 110.
[23] Ibidem, s. 191.
[24] Zob. Karolina Famulska-Ciesielska, Polacy, Żydzi, Izraelczycy. Tożsamość w literaturze polskiej w Izraelu, Toruń 2008, s. 172.
[25] Michel de Certeau, Luce Giard, Pierre Mayol, Wynaleźć codzienność, 2. Mieszkać i gotować, przeł. Katarzyna Thiel-Jańczuk, Kraków 2011, s. 168.
[26] Ibidem, s. 168.
[27] K. Przewrocka-Aderet, Polanim..., s. 185.
[28] Lucyna Cukierman, Praktyczna książka kucharska, Tel Awiw, b.d, s. 3..
[29] Ibidem, s. 35.
[32] A. Wieczorkiewicz, Apetyt turysty..., s. 279.