Masowe mordy ludności żydowskiej w Jedwabnem, Radziłowie i innych miejscowościach na wschodnim Mazowszu w lecie 1941 roku

Autor: prof. dr hab. Andrzej Żbikowski
22 czerwca 1941 r. wybuchła wojna niemiecko-sowiecka. Niemcy w ciągu kilku tygodni zajęli północne Mazowsze, Podlasie i Kresy Północno-Wschodnie, które w 1939 r. zagarnęli Sowieci, i przyłączyli do Prus Wschodnich jako okręg białostocki. Wybuch wojny niemiecko-sowieckiej był punktem zwrotnym drugiej wojny światowej. Artykuł omawia okoliczności pogromów w Jedwabnem i pobliskich miejscowościach, do których doszło po wkroczeniu Niemców na te tereny.
jedwabne_1944_fb.jpg

Jedwabne, na podstawie: fragment niemieckiej mapy wojskowej z 1944 r.  /  Polona

 

Przez kilka pierwszych tygodni lata 1941 r. walki toczyły się głównie na przedwojennym polskim terytorium. Z tego powodu zagrożeni byli w pierwszej kolejności polscy obywatele, w tym przede wszystkim miejscowi Żydzi. Do końca 1941 r. Niemcy zamordowali kilkadziesiąt tysięcy Polaków i Białorusinów oraz około pół miliona Żydów. Stworzyli także warunki, by zabijać lub szykanować Żydów mogli ich chrześcijańscy sąsiedzi.

W Jedwabnem 10 lipca 1941 r. miejscowi Polacy spalili w stodole oraz zamordowali w jej okolicy prawie wszystkich tutejszych Żydów, łącznie ponad tysiąc osób. Spośród wielu innych mordów popełnionych na Białostocczyźnie i w Łomżyńskiem latem 1941 r. ten wyróżnia liczba ofiar oraz liczba osób postawionych po wojnie przed sądem, uznanych za współwinnych śmierci Żydów lub od tego zarzutu uwolnionych. W całym materiale dowodowym wspomina się aż o 102 mieszkańcach Jedwabnego i najbliższych okolic, którzy albo brali udział w zbrodni albo byli jej bezpośrednimi świadkami.

Geneza zbrodni w Jedwabnem jest bardzo złożona i historycy poświęcili jej wiele studiów, zapoczątkowanych przez książkę Jana T. Grossa, opublikowaną w 2000 r. pt. Sąsiedzi. Zagłada żydowskiego miasteczka. Obraz naszkicowany przez Grossa pogłębiły w istotny sposób prace – Anny Bikont My z Jedwabnego i wydana przez IPN w 2002 r. dwutomowa praca zbiorowa Wokół Jedwabnego (red. P. Machcewicz i K. Persak). Dzięki nim otrzymaliśmy wiarygodną charakterystykę grupy, która wymordowała Żydów w Jedwabnem z poduszczenia niemieckich esesmanów. Byli to „zwykli ludzie”, niczym się wcześniej niewyróżniający mieszkańcy tego miasteczka.

O kontekście, w jakim doszło do zbrodni w Jedwabnem i kilkudziesięciu nieodległych od tego miasteczka miejscowościach, pisałem w książce U genezy. Ustaliłem, że do połowy lipca 1941 r. w tym samym czasie do mordowania Żydów przez ich chrześcijańskich sąsiadów doszło w 67 miejscowościach. W większości z nich do niemieckiej policji, oddziałów specjalnych bądź Wehrmachtu przyłączała się miejscowa ludność nieżydowska, najczęściej Polacy. W 51 miejscowościach gwałty na Żydach zaczęły się przed 4 lipca – tego dnia do Białegostoku dotarł specjalny oddział niemieckiej Policji Bezpieczeństwa z Warszawy, dowodzony przez SS-Hauptsturmführera Wolfganga Birknera. Wzbierająca przez pierwsze dwa tygodnie wojny wrogość miejscowej ludności wybuchła z całą siłą w następnym tygodniu. Zawsze też zachodził wówczas związek między obecnością w danej miejscowości pododdziału Einsatzgruppe B Policji Bezpieczeństwa (cztery takie grupy policyjne podążały za Wehrmachtem) bądź jednego ze specjalnych niemieckich oddziałów skierowanych na wschód z Generalnego Gubernatorstwa, dystryktu ciechanowskiego i Tylży.

Mordy w Jedwabnem i Radziłowie poprzedziły rozruchy antyżydowskie w innych miejscowościach; zwykle miały podobny przebieg, nasilenie i skutki. W niektórych z nich gwałtów i napaści dopuszczali się stosunkowo nieliczni „aktywiści”, w innych – całe (lub prawie całe) społeczności.

Sytuacja Żydów pod dwiema okupacjami

W zeznaniach Żydów składanych przed sądem w trakcie powojennych procesów opartych na dekrecie PKWN z sierpnia 1944 r. o karaniu zdrajców narodu polskiego częściej jest mowa o wrogich zachowaniach polskich sąsiadów niż o konsekwentnych, morderczych posunięciach Niemców. Większość z nich podawała najbardziej oczywiste, bezpośrednie uzasadnienia agresji, jak zawiść na tle majątkowym, bezpośrednio prowadząca do rabunku, chęć upokorzenia bądź zemsta na zamożniejszych przed wojną sąsiadach, w znacznej części także dobrze sobie radzących podczas okupacji sowieckiej.

Na podstawie zachowanych relacji i zeznań trudno dokładnie ustalić, ile było ofiar w poszczególnych miejscowościach, a ilu uczestników pogromów. Niemal wszyscy Żydzi, składający zeznania bądź relacje, mówili o masowym udziale w nich miejscowych Polaków. Jeżeli po wojnie udawało się ustalić winnych udziału w pogromach, to byli nimi niemalże wyłącznie członkowie polskiej pomocniczej formacji policyjnej; częściej jednak sprawcami okazywali się jacyś nieznani świadkom z nazwiska mieszkańcy okolicznych wsi.

Co było przyczyną tego wybuchu nienawiści ze strony polskich chrześcijan do ich żydowskich sąsiadów? Przedwojenny dystans powiększył się znacznie z powodu zachowań części ludności żydowskiej pod okupacją sowiecką i reakcji na nie strony polskiej. Mowa tu o entuzjazmie dla wkraczającej po 17 września 1939 r. na ziemie polskie Armii Czerwonej, którego nie tłumaczyło wystarczająco poczucie zagrożenia, wszak nikt nie przewidywał, że polityka Niemców wobec Żydów doprowadzi do Zagłady. Z czego brał się ten entuzjazm? Po części był on „manifestacją odrębności, odcięcia się od tych, z którymi Sowiety prowadziły wojnę – od Polaków – zrzuceniem z siebie odpowiedzialności za Państwo Polskie”. Państwo, które w latach 30. prowadziło politykę jawnie antysemicką.

Gdyby gleba nie nasiąkła przed wojną antysemityzmem, nowych doświadczeń nie generalizowano by tak łatwo i tak powszechnie. Poza tym, nośnikiem negatywnej opinii o zachowaniu Żydów były środowiska, które bezpośrednio po ucieczce Sowietów podjęły działalność konspiracyjną. Należały do nich osoby z pewnością wyróżniające się wysoką świadomością narodową, aktywnością i odwagą. Na Kresach od wieków narodowa symbolika odwoływała się do cywilizacyjnego i kulturotwórczego znaczenia polskiej kolonizacji – polskość to twierdza otoczona morzem barbarzyństwa. W czerwcu 1941 r. nadszedł długo oczekiwany czas rewanżu za poniżenie podczas okupacji sowieckiej.

Tę opinię potwierdzają raporty polskiej konspiracji, rozwijającej się na Kresach znacznie wolniej niż pod okupacją niemiecką. Wspólny dla raportów wysyłanych przez różne środowiska był sąd o faworyzowaniu przez władze sowieckie ludności żydowskiej. Pisano w nich, że wrogie Polsce miały być szczególnie żydowskie „doły” (masy, biedota, motłoch), podczas gdy w warstwach wyższych (plutokracja, inteligencja, finansjera) przeważało przywiązanie do polskiego państwa.

Szefowie SS słusznie przewidywali, że fala wrogości wobec Żydów rozleje się szeroko po dawnych ziemiach polskich, litewskich i rumuńskich. Pogromy antyżydowskie w czasie pierwszych tygodni wojny niemiecko-rosyjskiej nie były jednak wynikiem niemieckiej intrygi, choć obecność niemieckich żołnierzy i policjantów bardzo sprzyjała ich eskalacji. Pogromy ułatwiały Niemcom realizację ich głównego celu – pacyfikację zajmowanego terytorium stosunkowo niewielkimi siłami.

W ten sposób należy interpretować rozkazy szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy Reinharda Heydricha z 29 czerwca i 2 lipca 1941 r. dotyczące przeprowadzania przez Einsatzgruppen (grupy operacyjne Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa) na terytoriach zajmowanych przez Wehrmacht „akcji oczyszczania” oraz wspomagania „akcji samooczyszczania” organizowanych przez miejscowe siły antykomunistyczne. Akcje miały objąć osoby arbitralnie uznane za podporę rządów sowieckich – komisarzy i Żydów „na stanowiskach partyjnych i państwowych”.

Cele Niemców

Lokalne pogromy stały się ważnym fragmentem gwałtownie rozwijającej się spirali działań eksterminacyjnych, prowadzącej do całkowitej zagłady ludności żydowskiej. Pierwsze tygodnie niemieckiej okupacji określiłbym mianem chaotycznego terroru. Wędrujące od miasta do miasta Einsatztruppen mordowały dziesiątki żydowskich mężczyzn, zwykle zadenuncjowanych przez chrześcijańskich sąsiadów, i pojedynczych nieżydowskich sympatyków władz sowieckich. Dokumenty niemieckie mówią o tym, że wkraczaniu oddziałów niemieckich towarzyszył „radosny nastrój”, a stosunek do nowego okupanta oscylował od wyraźnej radości na Litwie i ziemiach zamieszkanych przez ludność ukraińską, po „przyjacielsko neutralny” stosunek Polaków.

O ile nie ma jednak podstaw, by sądzić, że niemieccy żołnierze działali w myśl jakiejś instrukcji, o tyle istnienie stałego wzorca zachowań wobec ludności żydowskiej jest bezsporne. Buta, chęć poniżenia ofiar, okrucieństwo; we wszystkich relacjach powtarzają się opisy przemocy – tak jak w Jedwabnem bicie, obcinanie bród, zmuszanie do upokarzającej „gimnastyki”. Żołnierze bezczeszczą synagogi i domy modlitwy, wyciągają z nich święte księgi i niszczą je bądź zmuszają do ich niszczenia ubranych w stroje religijne Żydów. Czasami palą synagogi, tak jak w Białymstoku i ośmiu innych podlaskich miasteczkach.

W czerwcu i lipcu 1941 r. niemiecka władza na tym terenie opierała się w istocie na niewielkich i słabo obsadzonych posterunkach żandarmerii wojskowej. Praktycznie w każdej z większych miejscowości przebywał – krócej lub dłużej – jakiś oddział niemiecki (albo tuż po 22 czerwca, albo między 5 a 15 lipca bądź na przełomie lipca i sierpnia). Obecność policji bądź wojska w tym okresie zawsze miała wpływ na położenie ludności żydowskiej, skala represji niemieckich była jednak różna.

Pierwsze represje wobec Żydów w mazowieckich i podlaskich miejscowościach były ściśle związane z przejściem frontu. W Jedwabnem jeden z oskarżonych, Karol Bardoń, dzień po wkroczeniu Niemców, czyli 24 czerwca, obserwował na rynku maltretowanie trzech Polaków i trzech Żydów z powodu ich wcześniejszej współpracy z władzami sowieckimi. Jak zanotował: „tych sześciu krwawiących otoczeni byli Niemcami. Przed Niemcami stało kilku cywilów z kijami jak orczyk grube i do tych wołał Niemiec: «Nie zabijać naraz! Pomału bić, niech cierpią». Pobitym ręce opadały. Tych cywilów, co bili, nie poznałem, gdyż byli dużą grupą Niemców otoczeni”. Dodał też, że na rynku było wiele wojskowych samochodów.

Działania niemieckiej policji, planowe i systematyczne, miały doprowadzić do wykrycia i likwidacji sympatyków poprzedniej władzy, przy czym ich skuteczność zależała jednak od pomocy miejscowej ludności polskiej. Z założenia sympatyków komunizmu szukano przede wszystkim w środowisku żydowskim. Zazwyczaj wystarczały aresztowania według listy proskrypcyjnej, ułożonej przez miejscowych bądź przez policję na podstawie donosów.

Innym razem urządzano wielki spektakl strachu, który był symbolicznym zakończeniem rządów sowieckich i jednocześnie obarczeniem Żydów winą za zbrodnie sowieckie. Tylko w dwóch miejscowościach – Radziłowie i Jedwabnem (7 i 10 lipca 1941 r.) – ów spektakl stał się preludium masowego mordu lokalnej społeczności żydowskiej. W Zarębach Kościelnych i Siemiatyczach taki spektakl urządzili sami Polacy, nie przerodził się jednak w pogrom.

Motywy i organizacja sprawców

O postawach przedstawicieli polskich elit, poza osobami, które weszły w skład tymczasowych władz lokalnych, prawie nic nie wiemy. Polscy duchowni – jeśli zaufać źródłom żydowskim – reagowali w tych dramatycznych momentach bardzo różnie. W Grajewie, Jasionówce i Knyszynie księża starali się uspokoić nastroje, niekiedy odważnie ujmując się za prześladowanymi, w Radziłowie i Jedwabnem zachowali się biernie wobec żydowskiej tragedii.

Motyw rabunkowy jako przyczyna pogromu jest wymieniany praktycznie w każdej relacji żydowskiej. Była to interpretacja najłatwiejsza do zrozumienia powodów nagłego wybuchu agresji u znanych od lat sąsiadów. A przecież polscy świadkowie rzadko mówią o zamożności swoich żydowskich sąsiadów z miasteczka.

Drugi rys powtarzający się w tych relacjach to wspomnienie niebywałego, skrajnego okrucieństwa – gwałcono kobiety, zabijano je, mężczyźni i dzieci ginęli zakłuci nożami i widłami, toporami, siekierami. Żadnych odruchów współczucia, co najwyżej wstydliwe odwracanie głowy. Nie dziwi, że w relacjach padały określenia: dzicz, chuligani, bandyci.

W czasach nowoczesnych – nawet w okresach chaosu i anarchii – do pogromów Żydów dochodziło najczęściej tam, gdzie mieszkańcy przez dłuższy czas pozostawali w orbicie oddziaływania ugrupowań nacjonalistycznych. Ideologie głoszone przez te partie zawierały definicje najgroźniejszego dla wspólnoty wroga, którego cechy określano w opozycji do pozytywnych cech własnych. Wydaje się, że co najmniej od lat 30. także znaczna część mieszkańców Łomżyńskiego i Podlasia za największego swojego wroga uważała właśnie Żydów. Pod tym względem nie był to w Europie Środkowowschodniej wyjątek.

Należy również podkreślić za Dariuszem Stolą[i], że masowy mord w Jedwabnem był możliwy głównie dzięki dobrej organizacji jego sprawców, kierowanych przez samozwańczego burmistrza Mariana Karolaka i jego najbliższe otoczenie. Organizacja ta polegała na odpowiednim przydzieleniu ról uczestnikom złożonego, kilkuetapowego przedsięwzięcia, polegającego na zgromadzeniu Żydów w jednym miejscu, obezwładnieniu ich, pozbawieniu wszelkiej nadziei ratunku oraz uniemożliwieniu ucieczki, wstępnej eliminacji osób zdolnych do oporu, a w końcu zapędzeniu do stodoły i spaleniu. O tym, który z morderców do jakiej „pracy” się nadawał, z pewnością nie decydował Karolak. Według mnie mordowali ci, którzy chcieli mordować; ci, którzy – wzbraniając się przed zabijaniem – chcieli jednak wziąć czynny udział w wydarzeniu, pilnowali, by Żydzi nie uciekali. Najwięcej było biernych świadków, to oni tworzyli ów szczelny kordon, tak straszny dla ofiar, bo odbierający wszelką nadzieję na ratunek. Niektórzy mężczyźni z tej ostatniej grupy z pewnością działali pod przymusem aktywistów i obecnych w mieście kilkunastu niemieckich żandarmów. Niemniej jednak bez tego swoistego, dobrowolnego podziału pracy zamordowanie wielu setek osób (łącznie ofiar było od 600 do tysiąca) byłoby niemożliwe. Wiemy przecież, że nieliczni Niemcy w Jedwabnem, a także w Radziłowie nie strzelali, ani nie podpalali domostw. Wystarczyła sama ich obecność.

Odpowiednia organizacja pozwoliła w Jedwabnem zaprząc do wspólnego działania od kilkudziesięciu do stu mężczyzn, którzy nie mieli żadnych wspólnych doświadczeń w działaniach wojskowych czy policyjnych. W większości nie byli to też ludzie z marginesu społecznego. Bardzo zbliżony był „podział pracy” oraz baza socjalna i motywacje sprawców mordu w Radziłowie; tu jeszcze wyraźniejszy jest pretekst, który pomógł mordercom przełamać początkowe opory. Jeśli zawierzyć zeznaniom Henryka Dziekońskiego (jeden z oskarżonych o udział w pogromie), przybyli do miasteczka esesmani podpowiedzieli członkom straży obywatelskiej, że to z winy miejscowych Żydów spora grupa Polaków została deportowana przez Sowietów na Sybir. Teraz mogli wziąć za to odwet. Zrozumieli, że mogą wszystkich Żydów zamordować.

Tego typu ujęcie pomaga rzeczywiście zrozumieć, jak to się stało, że w Radziłowie i Jedwabnem zamordowano wszystkich Żydów, nie daje jednak odpowiedzi na jeszcze ważniejsze pytanie: dlaczego tak się stało. Dla zrozumienia, dlaczego wydarzyły się takie mordy jak w Radziłowie i Jedwabnem, nie wystarczy jednak wyróżnienie źródeł antagonizmu polsko-żydowskiego oraz rekonstrukcja kontekstu sytuacyjnego, kiedy to nasilające się akty agresji w pewnym momencie przekraczały punkt krytyczny, by przerodzić się w „kakofonię” mordu. Radziłowa i Jedwabnego nie zrozumiemy bez analizy przebiegu ostatniego „klasycznego” pogromu Żydów w odległym o 30 km Wąsoszu, w nocy z 4 na 5 lipca. Wówczas to stosunkowo nieliczna grupa morderców w ciemnościach zamordowała w skrajnie okrutny sposób, siekierami i żelaznymi drągami, kilkudziesięciu żydowskich mieszkańców osady, bez względu na wiek i płeć. 6 lipca mordercy z Wąsosza przyjechali do Radziłowa już jako uformowana jednostka straży obywatelskiej, gotowi do dalszych systematycznych mordów, gwałtów i rabunków. Miejscowi do mordowania „swoich” Żydów przyjezdnych nie dopuścili, nie dlatego jednak, by ich obronić, lecz by we własny, nowatorski sposób zabić ich wszystkich i zagarnąć ich majątek.

Wąsosz wydaje się znacznie bardziej typowy dla wydarzeń z lata 1941 r. niż szokujące swoją „innowacyjnością” organizacyjną zbrodnie w Radziłowie i Jedwabnem. W dziesiątkach, a może nawet setkach takich Wąsoszy dokonywał się w tym czasie „proces społeczny, który przekształca indywidualne motywacje w działania zbiorowe”. W czasie tego procesu zdemoralizowane dwoma latami okupacji sowieckiej społeczeństwo reorganizowało się nie dla przeciwstawienia się silnym Niemcom, ale dla wybicia bezbronnych Żydów.

 

 

Przypis:

[i] D. Stola, Pomnik ze słów, „Rzeczpospolita”, 1–2 czerwiec 2001.

prof. dr hab. Andrzej Żbikowski   kierownik Działu Naukowego ŻIH, profesor w Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego