„Odpowiedziałem, że jestem ochotnikiem". Samuel Willenberg wspomina 1 sierpnia 1944 roku

Autor: Przemysław Batorski
Samuel Willenberg (1923-2016) był ostatnim powstańcem z Treblinki, a także uczestnikiem powstania warszawskiego. Przeczytaj, jak wspominał 1 sierpnia 1944 roku i początek walk o Warszawę.
willenberg_2013_zw_1_wide.jpg

Samuel Willenberg, uczestnik powstania warszawskiego i powstania w Treblince, salutuje podczas swojego wykładu w ŻIH, 1 sierpnia 2013 roku o 17:00.

 

„Było pogodne popołudnie 1 sierpnia 1944 roku. Żyliśmy w Warszawie pod wrażeniem rozwijającej się ofensywy Armii Czerwonej. Od wschodu dochodził huk armat i katiusz. Ognista łuna zbliżała się do stolicy. Siedziałem w domu z Hanką i ojcem, gdy przeciągły ryk syren alarmowych rozjęczał się nad miastem. W pierwszej chwili zdawało nam się, że zapowiadają nalot lotniczy. Podbiegłem do okna i wyjrzałem na ulicę. Zobaczyłem grupki ludzi przebiegających szybko wzdłuż chodników, uchodzących w popłochu przechodniów i kilka pochylonych sylwetek spieszących w kierunku ulicy Koszykowej. W kilka minut później odezwały się w pobliżu strzały i warkot karabinu maszynowego.

Byłem podniecony i zaciekawiony. Szybko pożegnałem ojca. Chciałem pożegnać również Hankę, ale ona upierała się, że będzie mi towarzyszyć. Wyjąłem z łóżka rewolwer i dwa granaty. Wybiegliśmy we dwójkę na ulicę. Nie trzeba było być wtajemniczonym, aby domyślić się, że w Warszawie wybuchło powstanie. (…)

Byliśmy ostrzeliwani przez Niemców z alei Róż. Były to jednak strzały chaotyczne i niecelne. Posuwaliśmy się wzdłuż muru w stronę drzwi wejściowych. Gdy się do nich zbliżyłem, rzuciłem granat do środka. Od razu po eksplozji nasza grupka składająca się z sześciu osób wpadła do sieni. Bałem się, że będziemy ostrzeliwani – rzuciłem drugi granat. Ukraińcy przestali strzelać. Wtargnęliśmy do pokojów na parterze. Po drodze natknęliśmy się na kilku zabitych Ukraińców. Leciałem z wyciągniętym rewolwerem. W pewnej chwili drzwi jednego z pokojów otworzyły się. Wyleciał z nich Ukrainiec z karabinem w ręku. Wystrzeliłem, kula trafiła prosto w głowę, kładąc go trupem na miejscu. Z pierwszego piętra dolatywały nas jeszcze odgłosy walki. Po krótkim czasie zapanowała cisza. Z pierwszego piętra zeszli powstańcy. Sami nie wierzyliśmy, że zdobyliśmy poselstwo, nie ponosząc przy tym żadnych strat. Gdyśmy się pokazali w oknach poselstwa, znajdujący się z drugiej strony ulicy powstańcy wiwatowali nam. Wśród wiwatujących widziałem Hankę, która machała z zadowoleniem ręką.

W tym czasie wzmógł się ogień ze strony alei Róż, z dzielnicy niemieckiej. Był on tak silny, że nie było mowy o wydostaniu się z budynku. Zdobyliśmy w poselstwie dużą ilość broni, którą chcieliśmy przerzucić na drugą stronę ulicy znajdującym się tam powstańcom. Krzyknęliśmy do nich, aby przerzucili nam sznur. Gdy to zrobili, spuściliśmy im broń z pierwszego piętra poselstwa. Zatrzymałem dla siebie «rozpylacz» (pistolet maszynowy). Głowę ochroniłem zdobytym niemieckim hełmem, na którym z tyłu nalepiłem biały pasek. Był to znak rozpoznawczy, że nie jestem Niemcem. Pod osłoną nocy opuściliśmy zdobyty przez nas gmach. Na nasze miejsce przyszli inni powstańcy. Jeden z grupy, w której walczyłem, spytał, kim jestem? Powiedziałem, że jak tylko zorientowałem się, że rozpoczęło się powstanie, to dołączyłem do najbliższej grupy walczących. Powiedział mi, abym zgłosił się u dowódcy. Gdy zapytałem o miejsce jego pobytu, powiedziano mi, że jest ranny i że dowódca znajduje się w domu na Natolińskiej 4.

Gdy wszedłem do pokoju, zobaczyłem z daleka, że zajęty jest wydawaniem rozkazów otaczającym go powstańcom. Gdy zbliżyłem się do jego łóżka, rozpoznałem młodego człowieka, który walczył obok mnie. Zapytał mnie, czy należę do AK. Odpowiedziałem, że jestem ochotnikiem. Zapytał o mój pseudonim i nazwisko. Zastanowiłem się chwilę. Potem doszedłem do wniosku, że jeżeli ewentualnie padnę, to lepiej pod własnym nazwiskiem. Powiedziałem, że nazywam się Samuel Willenberg. Zebrani w pokoju spojrzeli na mnie z zaciekawieniem. Widząc ich zdziwienie, dodałem: – Jestem Żydem. Byłem w Treblince.

Nikt z zebranych nie odezwał się ani słowem. Ranny dowódca kazał mnie zapisać na listę powstańców. Nasz oddział nazywał się 7 zgrupowanie Lodeckiego. (…)

Stałem na posterunku i obserwowałem, jak po przeciwnej stronie ulicy [Natolińskiej] buchnęły płomienie ze wszystkich domów. Nagle przez syk ognia i trzask pękających szyb przedarł się głos fortepianu. Na pierwszym piętrze ktoś grał preludium Chopina. Dźwięki cudnej muzyki rozchodziły się długo, jak gdyby grający nie był świadom grożącego mu niebezpieczeństwa. Płomienie dosięgały nieomal pierwszego piętra, gdy przebrzmiały ostatnie tony. Nikt nie pojawił się w oknie i nikt nie wzywał pomocy. Tajemniczy wirtuoz spłonął, nie ujawniwszy się światu”.

_____

Przed powstaniem warszawskim Samuel Willenberg był więźniem Treblinki i uczestnikiem powstania z 2 sierpnia 1943 roku. Już jutro w Muzeum Treblinka oddamy hołd ofiarom obozu zagłady i bohaterskim powstańcom sprzed 79 lat. Zachęcamy do śledzenia transmisji na żywo z tego wydarzenia!

„Ten dzień był dla nas dniem wyjątkowym”. Zapraszamy na obchody 79. rocznicy buntu w Treblince

Przemysław Batorski   redaktor strony internetowej ŻIH