Karolina Sulej o obiekcie:

04 - Karolina Sulej - obiekt.jpg [427.79 KB]
Ostatni strój / Karol Młodnicki
Strona z „Tygodnika Ilustrowanego”

Młoda kobieta o zmęczonej twarzy i podkrążonych oczach, przygarbiona i zrezygnowana siedzi na taborecie, jedną ręką bujając niemowlaka w kołysce, a drugą przygarniając do siebie małą dziewczynkę. Patrzy nieruchomo w pustkę. W pokoju przed nią stoi grupa starszych brodatych mężczyzn w czerni. Teatralnym gestem prezentują przed nią białą, długą tkaninę. Ta, z pozoru mało efektowna scena rodzajowa, kryje jednak wiele fascynujących opowieści.  

Ostatni strój – tytuł ryciny Karola Młodnickiego, którą wykonał dla „Tygodnika Ilustrowanego” w 1873 roku (na bazie własnego obrazu zresztą) sugeruje, że to, co trzymają w rękach, to całun, zaś młoda matka, którą odwiedzają, jest śmiertelnie chora. Naszkicowaną scenę można odbierać jako wręcz reporterską stopklatkę z życia żydowskiej społeczności Lwowa, gdzie mieszkał malarz, albo jako uniwersalną kulturowo alegorię przemijania – narodzin i śmierci, gdzie kołyska symbolizuje początek, a biały całun koniec życia. Niezmienna jednak pozostaje symbolika stroju, niezależnie od interpretacji obrazu.  

W judaizmie osobami u schyłku życia i ceremoniami pogrzebowymi zajmują się szczególne bractwa zwane chewrot. Pierwsze założono w 1594 roku w Hiszpanii. W XIX wieku ich liderzy składali się w znakomitej większości z mężczyzn, choć zwłokami kobiety mogły opiekować się jedynie osoby tej samej płci. Możemy sobie wyobrazić, że mężczyźni z bractwa pogrzebowego przybyli odwiedzić chorą, żeby się jej pokłonić i wytłumaczyć, co będzie się działo z ciałem w kolejnych etapach ceremonii. Odwiedzanie chorych było zresztą micwą – dobrym uczynkiem.  

Zapewne tłumaczyli, że najpierw będzie ono poddane taharze, czyli rytuałowi oczyszczenia poprzez wylanie dokładnie 24 kwart wody na ciało. Potem musieli tłumaczyć, trzymając przed kobietą białą materię, że ubrane będzie właśnie w taką, lnianą lub muślinową, ręcznie tkaną osłonę i złożone w prostej, drewnianej trumnie. Strój ten nosi nazwę: tachrichim.  

Ostentacja podczas pogrzebu była zakazana, miało być skromnie, każdy był równy w swoim śmiertelnym stroju. Szyto grubym ściegiem, a całun nie mógł być zdobiony, mieć supłów i kieszeni, aby zmarły nic nie mógł zabrać ze sobą z życia ziemskiego. Do cięcia całunu nie wolno było używać nożyc, a materiał należało rozdzierać nad głową zmarłego. Nitek nie urywano, ale przypalano nad płomieniem świecy.  

Dziś tachrichim również jest używany. Składa się z odpowiednio przypisanych płci kulturowej – koszuli, spodni, nakrycia na głowę i twarz oraz paska. Wielu świeckich Żydów rezygnuje jednak z takiego „ostatniego stroju” i woli, aby zmarły spoczął w swoich ubraniach. Majestat śmierci, która równo kroi dla wszystkich, ustąpił pragnieniu indywidualnego upamiętnienia.  

Kiedy patrzę na tę rycinę Młodnickiego, myślę jednak nie tylko o przedstawieniu, ale także o samym artyście, którego życie płynęło bardzo blisko refleksji o przemijaniu. Za żonę pojął Wandę Monné, pisarkę, rzeźbiarkę, tłumaczkę i wdowę po swoim zmarłym przyjacielu Arturze Grottgerze. Brał czynny udział w przygotowaniach do pogrzebu słynnego kolegi, a wiążąc się z Wandą, spełniał jego prośbę. Dom swój zmienili w skład pamiątek po ukochanej dla ich dwojga osobie. Wanda napisała w wierszu: „Niech mnie zapomną wszyscy, co tu żyją i niech nikt po mnie nie płacze w żałobie. My będziem razem! Jak zawsze, na zawsze – Ja Twego ducha bratni będę cień”.  

Artur Grottger malując postaci kobiece, często dawał im twarz Wandy. Kiedy patrzę na zbolałe oblicze chorej dziewczyny z ryciny Karola Młodnickiego – nie wiem, czy to prawda, czy złuda – ale również widzę jej rysy i oczy.  

 

W naszym repozytorium cyfrowym obiekt można zobaczyć w najwyższej jakości.

_____

Projekt jest finansowany przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię w ramach Funduszu EOG oraz przed budżet krajowy #EEAGrants #Funduszenorweskie #EOG #EEANorwayGrants

ZDK 2022 B PL.png [45.41 KB]