„Drugie, podziemne getto”. Schrony, bunkry i kryjówki Żydów w okupowanej Warszawie

Autor: Przemysław Batorski
Po wielkiej akcji wysiedleńczej z lata 1942 r. stało się jasne, że wszyscy warszawscy Żydzi mają prędzej czy później trafić do obozu zagłady w Treblince. Wtedy mieszkańcy getta zaczęli na masową skalę budować schrony. Niektórzy przetrwali w ukryciu nawet powstanie w getcie.
Stroop_Collection_-_Warsaw_Ghetto_Uprising_-_Bunker_-_05.jpg

9 maja 1943 r. Niemieccy żołnierze SS zmuszają Żydów do opuszczenia jednego ze schronów. Fotografia znaleziona przy Jürgenie Stroopie podczas jego aresztowania po wojnie

 

Ukryć się przed deportacją

Jeszcze na początku Wielkiej Deportacji do Treblinki w lecie 1942 r. nie wszyscy mieszkańcy getta warszawskiego wiedzieli, dokąd odchodzą wagony z Umschlagplatz i jaki jest los wywożonych. Wielu Żydów usiłowało schronić się w szopach, czyli zakładach pracy przymusowej, położonych w dzielnicy zamkniętej. Dzięki łapówkom pobieranym za przyjęcie w poczet pracowników niektórzy kierownicy szopów błyskawicznie stawali się milionerami. Jednak w trakcie wywózki okazało się, że praca na rzecz armii niemieckiej nie chroni przed deportacją[1]. Dopiero po zakończeniu wywózki, na jesieni 1942 roku, w tzw. getcie szczątkowym Żydzi zaczęli na wielką skalę budować schrony[2]. "W nocy rozlegał się w getcie zgrzyt pił, stuk młotków, uderzenia kilofów; Żydzi wykuwali sobie drugie, podziemne getto” [3].

_en_kuchnia_bunkier_raport_stroopa_1.jpg
Kuchnia w jednym ze schronów getta warszawskiego / Raport Stroopa

„Kryjówki stały się obecnie bardziej wyrafinowane, lepiej zamaskowane” – pisał Emanuel Ringelblum w przygotowanym w grudniu 1942 r. opracowaniu Kryjówki. – „Moja rodzina np. ukrywała się zazwyczaj w schowku starego domu, który znajdował się na trzecim piętrze. Schowek ten stanowiły jedyne schody innej oficyny. Wchodziło się do niej przez klapę w podłodze, zakrywaną dywanem przez żonę żydowskiego policjanta, która nie bała się żadnych blokad [wywózki mieszkańców danej kamienicy – red.]; na dywanie stawiała stolik. Gdzie indziej za kryjówkę służyła nielegalna garbarnia, którą kiedyś specjalnie zbudowano w piwnicy. W jeszcze innym miejscu za kryjówkę służył nielegalny młyn, który był wspaniale zamaskowany. Używano również jako kryjówek schronów przeciwlotniczych. Na pewnym podwórzu schron przeciwlotniczy był zbudowany pod ziemią. Wchodzono do niego przez klapę, którą mężczyźni zakrywali deskami. W wielu domach zamurowywano specjalne izby i maskowane wejście w najrozmaitszy sposób, np. przez kuchnię w sąsiednim pokoju. Podnoszono płytę blaszaną i wchodzono. Wejście do zamurowanej izby prowadziło przez muszlę klozetową, przez klapę w przyległym pokoju lub w pokoju o piętro wyżej, do którego wchodzono po drabinie. W niektórych kryjówkach maskowano wejście ruchomym blokiem z cegieł, aby w razie opukiwania ścian natrafiono wszędzie na mur (…)”[4].

_en_ringelblum_kryjowki_1_ARG_II_259.jpg
Pierwsza strona opracowania Emanuela Ringelbluma "Kryjówki" /
Archiwum Ringelbluma, ARG II 259

„Kryjówki wpadały często za sprawą przypadku. Bardzo często przez płacz dziecka. Znam wypadek, który miał miejsce na Nowolipiu, gdzie w 2 zamurowanych izbach ukrywało się kilkadziesiąt osób. Ukraińcy, którzy przeprowadzili blokadę domu, urządzili sobie ucztę w sąsiednim pokoju. Kiedy zabierali się już do wyjścia, usłyszeli płacz dziecka, wyrąbali ścianę i odkryli izbę z 26 osobami. 6 spośród tych znalezionych zastrzelili na miejscu, pozostali wykupili się i poszli na Umschlagplatz. Drugiej zamurowanej izby nie nakryto”[5].

Niektóre kryjówki były niezwykle pomysłowe. Nathan Żelichower, który ukrywał się na pierwszym piętrze w kamienicy przy ul. Zamenhofa 29, wspominał: „Wejście do pokoju-kryjówki zastawiłem wielką, pełną książek szafą biblioteczną, którą przytwierdziłem mocnymi hakami do ściany. W tylnej ścianie szafy wyciąłem otwór, a wyciętą część wstawiłem z powrotem, umacniając ją lekkimi zawiasami. Książki na przestrzeni otworu związałem w kostki, którymi wypełniłem otwór. Trzy kostki książek wyjęte z szafy dawały możność wsunięcia się w kryjówkę”. W ukrytym pokoju schroniło się 12 osób[6].

Henryk Bryskier opisał bunkier, do którego wchodziło się przez cementową studzienkę w piwnicy: wewnątrz studzienki „był przymocowany do ściany żelazny zbiornik na wodę doprowadzoną gumowym wężem, a odpływ był w dnie zbiornika zamykany zaworem. Wyjmując zbiornik wchodziło się do schronu, a po opuszczeniu zbiornika napuszczano do niego wodę. Chcąc wyjść ze schronu wodę od spodu spuszczano i zbiornik windowano do góry”[7].

Czasami bunkry urządzano w transformatorach, wiele z nich miało zaawansowane mechanizmy wentylacyjne, po kilka źródeł wody, połączenie z kanalizacją, a czasami także dostęp do sieci kanałów, stanowiący ostatnią szansę ucieczki. „Były to schrony podziemne, dobrze wyekwipowane, z wentylacją, pompą wodną, zapasami żywności na rok i dłużej. Po wejściu uczestników do schronu, wejście było zamurowywane przez kogoś zaufanego. Ludzie liczyli na to, że po wyczerpaniu zapasów zburzą sami ścianę i sufit i wyjdą – być może na wolny już świat” – wspominał Łazarz Menes.

Trzy rodzaje schronów

Zarówno Ringelblum, jak i Menes, któremu udało się przeżyć wojnę, dzielili schrony na górne, dolne i stałe[8]. (Nazwa „schrony” jest w większości przypadków bardziej precyzyjna niż „bunkry”, gdyż pomieszczenia te nie pełniły zazwyczaj funkcji bojowej). Te pierwsze powstawały na strychach i w zakonspirowanych pokojach na wyższych piętrach kamienic. Schrony dolne tworzono w rozbudowanych piwnicach, schrony stałe były zupełnie nowymi konstrukcjami, wykopywanymi np. na podwórkach, „według wszelkich zasad sztuki inżynierskiej”[9]. Powstawały one nie tylko na terytorium getta. Do schronów stałych należała kryjówka na posesji Mieczysława Wolskiego przy Grójeckiej 81 – bunkier „Krysia” – w którym po wyjściu z getta aż do denuncjacji 7 marca 1944 r. ukrywał się Emanuel Ringelblum i ponad 30 innych osób. „Krysia” była prawdopodobnie największą kryjówką po „aryjskiej” stronie Warszawy.

Sytuacja w schronach stała się dramatyczna podczas powstania w getcie warszawskim. W wielu przypadkach niewielkie kryjówki były przepełnione.

_en_bunkier_raport_stroopa_sypialnia.jpg
Wejście do sypialni w jednym ze schronów / Raport Stroopa

„W schronie podziemnym przy Gęsiej 30 było coraz ciężej. W dusznej klitce zamiast obliczonych 12 osób było 30, a ludzie wciąż nadbiegali z płonących schronów górnych. Przyjmowano ich nie tylko ze względów ogólnoludzkich, ale także ze strachu, żeby w rozpaczy nie wydali schronu Niemcom. Stworzyło to wprost nieludzkie warunki bytowania. Żywność się wyczerpywała, powietrza nie było, dół kloaczny powiększał się. W schronie przebywali kilkanaście dni, wychodząc na powietrze tylko nocą. Za dnia siedzieli w absolutnej ciszy; niejednokrotnie słyszeli kroki Niemców nad swoimi głowami”[10] – wspominał Łazarz Menes.

Menes należał do garstki tych, którzy zdołali – w niemal cudownych okolicznościach – przeżyć, mimo zniszczenia ich kryjówek. Podczas ostatecznej likwidacji getta Niemcy starali się znaleźć jak najwięcej schronów. W jednym z nich zginął Menachem Ziemba, najsłynniejszy przed wojną rabin warszawski. 8 maja 1943 r. Mordechaj Anielewicz, przywódca Żydowskiej Organizacji Bojowej, wraz z ok. 120 innymi bojowcami popełnił samobójstwo w bunkrze przy ul. Miłej 18. Kryjówka bojowców została wykryta przez Niemców prawdopodobnie na skutek donosu[11]. Był to „obszerny bunkier, ciągnący się pod trzema olbrzymimi kamienicami, zburzonymi we wrześniu 1939 roku. Przecinał go długi, wąski korytarz. Bunkier zaopatrzony był w wodę i elektryczność. Miał też kuchnie, pokoje do spania, a nawet pokój spotkań. Do bunkra prowadziło sześć wejść. Mieszkali tam przywódcy licznych szajek złodziejskich” – wspominała Cywia Lubetkin. Ogromny schron zbudowali szmuglerzy żydowscy pod wodzą Szmula Oszera i po wybuchu powstania przyjęli do niego bojowców.

„Do środka wchodziło się przez wąski otwór, potem schodkami czy drabiną do pokoju straży bunkrowej. «Największy pokój, zwany „getto”, pełen był dorosłych i dzieci. Nie było w nim łóżek, ludzie mieścili się w ciasnocie, niektórzy siedzieli pod ścianą. Pokój był słabo oświetlony światłem elektrycznym, w pobliżu była ubikacja i w kolejce przed nią stało dużo osób. Były korytarze, przez które można było przejść swobodnie, a były i takie, gdzie trzeba było mocno się schylić, by przejść. Przywódcy złodziei mieli dla swoich rodzin wygodne mieszkanie, odległe od tego miejsca (...). Każdy pokój bunkra, w którym znajdowali się członkowie [ŻOB-u] miał nazwę: Treblinka, Poniatów, Piaski. [Pokój zwany „betonowym” był najlepszy – tu odbywały się narady komendy.] W pokojach było strasznie gorąco i duszno, a w tym, który przylegał do kuchni, chłopcy zmuszeni byli rozbierać się do półnaga. Na legowiskach było tak ciasno, że gdy ktoś chciał obrócić się z boku na bok, wszyscy musieli to uczynić. Świece często gasły z braku tlenu»”[12].

_en_800px-Rekonstrukcja_Bunkier_Anielewicza_Mi_a_18_ZIH.jpg
Makieta bunkra Anielewicza przy ul. Miłej / Zbiory ŻIH

Najlepiej przygotowane schrony często zdawały się na nic wobec tego, że Niemcy zaczęli niszczyć getto ogniem i wysadzać w powietrze kamienicę po kamienicy.

„Został spalony schron górny na Gęsiej 30. Spaliło się tam ok. 100 osób. Najwyżej 10 osób uratowało się w ten sposób, że wskoczyło do piwnicy, w której kiedyś wykopano dół, chcąc dostać się do wody. Piwnica ta wypełniła się błotem – ludzie siedzieli w tym błocie po szyję, gdy w tym czasie dom otoczony przez Niemców doszczętnie się wypalił. W nocy, gdy Niemcy odeszli, ludzie ci przyszli do schronu podziemnego w tej samej posesji. Wśród nich była matka Menesa, która wcześniej nie chciała przebywać pod ziemią z powodu braku powietrza”[13].

Niemcy starali się wypłoszyć obrońców ogniem albo wysadzali schrony w powietrze z pewnej odległości, obawiając się, że przy próbie wejścia natkną się na pułapki. „Siedziałem w schronie piwnicznym przy /Śto-Jerska 32/ – o godz. 11 wieczorem poczuliśmy silny zapach dymu – schron wypełniał się dwutlenkiem węgla. Światło elektryczne i woda zostały już uprzednio przez niemców wyłączone – świeca ledwie się tliła. Piwnica sąsiadująca z naszym bunkrem płonęła. Uratowaliśmy się przez znaczne rozszerzenie otworu luftowego i przez wydostanie się na podwórze płonącego domu. Jedna kobieta została na zawsze w schronie. Byliśmy zaczadzeni. Słaniałem się na nogach. W ostatniej chwili około godz.24 znalazłem przejście na strych domu Śto-Jerska 30. Grupy młodzieży odprowadzały pogorzelców do prowizorycznych punktów ratunkowych” – wspominał walki w getcie anonimowy autor Notatki o dniach zagłady getta w Warszawie (pisownia oryginalna).

Raport Stroopa zawiera – być może przesadzoną (Stroopowi zależało na podkreśleniu trudności w przeciągającej się likwidacji getta) – liczbę 631 bunkrów wykrytych i zniszczonych w kwietniu i maju 1943 r.[14] Nie wszystkie kryjówki udało się Niemcom znaleźć, dlatego 16 maja 1943 r. – datę wysadzenia w powietrze Wielkiej Synagogi – można uznawać tylko za symboliczną datę końca powstania w getcie warszawskim. Sporadyczne wymiany ognia na terenie getta trwały jeszcze później, a ukrywający się nadal przebywali wśród ruin. Łazarz Menes opuścił gruzowisko w sierpniu 1943 r., dzięki pomocy jednego z polskich furmanów, którzy wywozili złom z ruin.

_en_bunkier_raport_stroopa_1.jpg
Wnętrze jednego z "bunkrów mieszkalnych" / Raport Stroopa

Robinsonowie: kryjówki w latach 1944–1945

Żydzi znajdowali się także wśród Robinsonów, czyli osób ukrywających się na terenie Warszawy po upadku powstania warszawskiego w 1944 r. aż do nadejścia Armii Czerwonej w styczniu 1945 r. Najsłynniejszym żydowskim Robinsonem był Władysław Szpilman. Do listopada 1944 r. grupa siedmiorga bojowców ŻOB, którzy wzięli udział także w powstaniu warszawskim – byli wśród nich Marek Edelman, Icchak Cukierman i Cywia Lubetkin – ukrywali się na Żoliborzu, w piwnicy domu przy ul. Promyka 43, w małym schowku za szafą. Groziła im dekonspiracja, gdy w tym samym budynku Niemcy zaczęli budować umocniony punkt oporu. Dzięki pomocy Armii Krajowej bojowcy zostali bezpiecznie przeprowadzeni do innej kryjówki na Bemowie, mijając niemieckie warty[15].

Świadectwo z ukrywania się w zniszczonej Warszawie pozostawił tokarz Dawid Fogelman[16], którego rodzina zginęła w Treblince, a on sam w latach 1943–1944 pracował przymusowo na rzecz Niemców, był więziony w Gęsiówce. Po wybuchu powstania warszawskiego został uwolniony przez Polaków, wziął udział przy budowie barykad. W październiku 1944 r., widząc nadchodzącą klęskę powstańców, postanowił ukryć się wraz z trzema towarzyszami:

„Przychodzimy na Szczęśliwą pod nr 5, na podwórku kupa gruzów. Mój towarzysz wskazuje nam kierunek, widzę otwór podobny do jaskini, chcę wejść ale nie mogę; trzeba się wśliznąć jak szczur. Rozglądam się – ciemno, zapalamy świecę, widzę prawdziwy grób, pełno gruzów, nie ma się gdzie wykręcić, nie można stać, trzeba się schylać, czuć stęchliznę. Zastanawiam się, jak się tu zmieszczą 4 osoby. (…) Siedzimy tak w norze i wtem słyszymy wybuch, robi się zupełnie ciemno. Wpadł granat i zupełnie zasypał wejście. Jesteśmy żywcem zagrzebani. Towarzysze moi mieli paczkę świec i kilka pudełek zapałek. Zapalamy świecie i zaczynamy się wygrzebywać. Po dłuższej i ciężkiej robocie udaje nam się jakoś wydostać, naprawiamy wejście, maskujemy je i schodzimy do naszego lochu. Tymczasem Niemcy już zajęli ten odcinek. Nie wolno nam w dzień wychodzić z nory, cały dzień leżę więc w tej dusznocie, a w nocy wychodzę na godzinę na powietrze”[17].

„Żyjemy tak jak Robinson Crusoe, z ta różnicą, że on był wolny, mógł się swobodnie poruszać, a my musimy żyć w ukryciu. Jesteśmy jak na wyspie, wokoło są miny. Jestesmy odcięci od świata, nie wiemy, jaka jest sytuacja polityczna, walka [Niemców – red.] z AK zakończona. W nocy słychać armaty, widocznie Sowieci idą.

I tak minął miesiąc. Znowu nie ma wody, trzeba iść po wodę, szykujemy wszystkie naczynia. W nocy idziemy, przychodzimy, odkręcamy kurek… nie ma wody! Stanąłem jak wryty. Widocznie filtry są uszkodzone. (…) Przeszukaliśmy kilka piwnic, znaleźliśmy dużo żywności, nawet 28 puszek konserw. Był to dla nas skarb, bo nasze konserwy już się kończyły; był tam smalec, mąka pszenna, różne kasze, a najważniejsze, że znaleźliśmy 20 pudełek zapałek, trochę nafty i lampę naftową. Wchodzimy do jednej z piwnic i znajdujemy rurę wodociągowa, z której ciekła woda. A więc jest woda, podstawiam balię, przez noc na pewno coś do niej nacieknie (…)”[18].

Fogelman wraz z towarzyszami zbudował w jamie łóżka i kuchnię polową. Nocami wymykali się z kryjówki, przeszukiwali wypalone kamienice w poszukiwaniu wody, żywności, świec, zapałek i innych zapasów. Po znalezieniu jedzenia, zrobieniu dużych zapasów, przy unikaniu Niemców, obok zimna najbardziej doskwierała im nuda:

„Zapasy żywności mamy na jakieś 70 dni, może przez ten czas się wszystko skończy. Cały dzień nie mam co robić, czytam książki. –

Znowu nastąpiły nudy. Zaczynam pisać pamiętnik, choć posiadam tylko elementarne wykształcenie i ukończyłem szkołę rzemieślniczą”[19].

Fogelman zaczął nawet pisać wiersze w jidysz i po polsku: „Muszę przyznać, że była to bardzo zajmująca praca, przede wszystkim dlatego, że zapominałem o mojej tragicznej sytuacji. W normalnym czasie mógłbym wyżyć swoje lata i nie napisałbym takich wierszy, a teraz pod wpływem przeżyć miałem natchnienie”[20]. Wszyscy doczekali nadejścia Armii Czerwonej w styczniu 1945 r. Pamiętnik Fogelmana przechowywany jest w zbiorach Żydowskiego Instytutu Historycznego.

_en_z14587847V_Leon-Jolson-w-skrytce--Zdjecie-powstalo-podczas-je.jpg
Leon Jolson w skrytce, w której ukrywał się podczas wojny. Lata 90. 
/ "Gazeta Wyborcza"

Prawdopodobnie ostatnia pozostała po wojnie skrytka, w której ukrywali się Żydzi po wyjściu z getta, znajdowała się przy ul. Kopernika 4, w mieszkaniu na najwyższym, piątym piętrze. Skrytkę o wymiarach 2,5 na 1,5 metra na zlecenie Leona Jolsona (Joselzona), przedwojennego przedstawiciela firmy Singer, produkującej maszyny do szycia, zbudował polski architekt Julian Ambroziewicz, korzystając z tego, że budowana przed wojną kamienica nie była ukończona. Jolson schronił się tam razem z matką Blimą i żoną Anną. Blima Joselzon zmarła na nowotwór przed zakończeniem wojny, ale Leon i Anna przeżyli. Ambroziewicz otrzymał później tytuł Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata. W 2013 r. media donosiły o zniszczeniu skrytki Jolsonów przez nowych lokatorów mieszkania.

 

Zobacz fotografie z getta warszawskiego zachowane w Archiwum Ringelbluma na portalu Delet

logos_TaubePhilanthropies.png [7.41 KB]

Projekt współfinansowany ze środków Taube Philanthropies.

 

Źródła:

Archiwum Ringelbluma, t. 29, Pisma Emanuela Ringelbluma z getta, opracowała Joanna Nalewajko-Kulikov, tłum. Adam Rutkowski i in., Wydawnictwo ŻIH, Warszawa 2018.

Barbara Engelking, Jacek Leociak, Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście, Warszawa 2001.

Dawid Fogelman, Pamiętnik pisany w bunkrze, „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego” nr 52, październik-grudzień 1964, s. 107–141.

Michał Grynberg, Bunkry i schrony w warszawskim getcie, „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego” nr 1(149)/1989, s. 53–64.

Łazarz Menes, Wspomnienia, maszynopis, Archiwum ŻIH.

Hela Rufeisen-Schüpper, Pożegnanie Miłej 18. Wspomnienia łączniczki Źydowskiej Organizacji Bojowej, Kraków 1996.

Stanisław Śwital, Siedmioro z ulicy Promyka, „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego” nr 65–66 (styczeń-czerwiec) 1968, s. 207–210.

 

Przypisy:
[1] Michał Grynberg, Bunkry i schrony w warszawskim getcie, „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego” nr 1(149)/1989, 54.

[2] Tamże, s. 56.

[3] Barbara Engelking, Jacek Leociak, Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście, Warszawa 2001.

[4] Archiwum Ringelbluma, t. 29, Pisma Emanuela Ringelbluma z getta, opracowała Joanna Nalewajko-Kulikov, tłum. Adam Rutkowski i in., Wydawnictwo ŻIH, Warszawa 2018, s. 428.

[5] Tamże, s. 428.

[6] Za: M. Grynberg, dz. cyt., s. 55.

[7] Tamże, s. 57.

[8] Archiwum Ringelbluma, t. 29, dz. cyt. s. 429.

[9] M. Grynberg, dz. cyt., s. 54.

[10] Łazarz Menes, Wspomnienia, maszynopis, Archiwum ŻIH.

[11] Zob. Jürgen Stroop, Żydowska dzielnica mieszkaniowa w Warszawie już nie istnieje!, oprac. Andrzej Żbikowski, wyd. IPN, Warszawa 2009, s. 85, przypis 1. Według Stroopa, „Wykrycie poszczególnych bunkrów przez siły prowadzące akcję było na skutek zamaskowania ich niesłychanie utrudnione i w wielu wypadkach możliwe tylko przez zdradę ze strony Żydów”. Tamże, s. 37.

[12] Hela Rufeisen-Schüpper, Pożegnanie Miłej 18. Wspomnienia łączniczki Źydowskiej Organizacji Bojowej, Kraków 1996, za: http://warszawa.getto.pl/index.php?mod=view_record&rid=28121996133620000001&tid=miejsca, dostęp 13.05.2020.

[13] Łazarz Menes, dz. cyt.

[14] Jürgen Stroop, dz. cyt., s. 104.

[15] Stanisław Śwital, Siedmioro z ulicy Promyka, „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego” nr 65–66 (styczeń-czerwiec) 1968, s. 207–210.

[16] Dawid Fogelman, Pamiętnik pisany w bunkrze, „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego” nr 52, październik-grudzień 1964, s. 107–141.

[17] Tamże, s. 132.

[18] Tamże, s. 134.

[19] Tamże, s. 137.

[20] Tamże, s. 139.

Przemysław Batorski   redaktor strony internetowej ŻIH