Nad jednym słowem siedzieć całymi dniami. Rozmawiamy z tłumaczami Archiwum Ringelbluma. Część druga

Autor: Anna Majchrowska
W projekt przełożenia na język polski ponad 35 tysięcy stron dokumentów zgromadzonych w Podziemnym Archiwum Getta Warszawy zostało na przestrzeni wielu lat zaangażowanych kilkadziesiąt osób. Efektem ich pracy jest 38-tomowe wydawnictwo dostępne dziś w formie drukowanej i cyfrowej. Z okazji Międzynarodowego Dnia Tłumacza poprosiliśmy tłumaczy, redaktorów i koordynatorów pełnej edycji Archiwum Ringelbluma, aby opowiedzieli o swojej pracy. Przeczytaj drugą część artykułu.
penclub2.jpeg

dr Katarzyna Person w imieniu zespołu edytorskiego Pełnej Edycji Archiwum Ringelbluma odbiera Nagrodę Edytorską Polskiego Pen Clubu za rok 2016

 

Krążymy wokół słów, czyli o trudnej sztuce przekładu

Joanna Nalewajko-Kulikov Teksty Archiwum są bardzo wymagające ze strony tłumacza. Pisali je zwykli ludzie, czasem tak, jak mówili. Nie przyszło im do głowy, że kiedyś będzie to czytał ktoś posługujący się innym językiem, nieznający specyficznego słownictwa czy żargonu typowego dla danej dziedziny czy miejsca zamieszkania. Trzeba mieć wiedzę ogólną o tym, co się działo w getcie, żeby wiedzieć, o czym piszą ci ludzie.

Marek Tuszewicki Moja praca przy Archiwum miała dwojaki charakter. Z jednej strony, razem z Agnieszką Żółkiewską redagowałem tom poświęcony tekstom literackim i uczestniczyłem głębiej w pracach nad tym tomem. Tłumaczenie tekstów literackich ma zupełnie inny charakter niż dokumentów, z którymi pracowałem przy tomie o prowincji. Inaczej odbieram i przeżywam tego rodzaju utwory. Pojawia się kwestia obecności elementów sztuki i próby oddania nie tylko treści, nie tylko silnych emocji, ale też artystycznego kształtu tego, co zostało napisane. Projekt tomu literackiego był dla mnie istotny nie tylko ze względu na samo Archiwum, ale ze względu na to, co miałem możliwość poczuć.

Z drugiej strony, tłumaczenie świadectw historycznych niebędących tak silnie skumulowanymi emocjami jak w literaturze pięknej, jest właściwie pracą dokumentalisty, archiwisty, który przekłada pewne karty dziejów i czyni je ponownie czytelnymi dla odbiorcy. Bardziej postrzegam tutaj siebie jako kustosza niż tłumacza literatury.

bergman_epsztein_nagroda.jpg [150.02 KB]
Dr Eleonora Bergman i prof. Tadeusz Epsztein
odbierają nagrodę im. Jana Karskiego i Poli Nireńskiej w 2017 r. / Fot. Grzegorz Kwolek (ŻIH)

Piotr Kendziorek Przy relacjach osobistych trzeba tłumaczyć makabryczne rzeczy. To jest litania różnych cierpień, niewyobrażalnych. Szczególnie poruszyło mnie, gdy tłumaczyłem teksty Żydów, którzy odrabiali pracę przymusową w obozach pracy. Tam strażnikami często byli Polacy. Żydzi byli strasznie maltretowani, grabieni. Pamiętam, że było to dla mnie szokujące — okrucieństwo często interesowne, związane z grabieżą, ale również bezinteresowne, będące po prostu normą. Trzeba znaleźć język, który oddawałby tę grozę. Tłumacz jednak nie może wprowadzać określeń bardziej jaskrawych niż w oryginale. Jest przekaźnikiem tekstu, zamysłu autora.

Inne są problemy w przypadku dokumentów osobistych, a inne w przypadku tekstów urzędowych. Rzadko bywało, że w ogóle nie wiedziałem, o co chodzi. Ale zawsze pojawia się pytanie: czy w polskim tłumaczeniu próbować oddać niezręczności językowe, błędy, co przy wiernym tłumaczeniu powinno mieć miejsce? W takiej sytuacji czytelnik może pomyśleć, że to ja coś pokręciłem – za każdym razem musiałbym dać przypis. Dlatego też przy drobniejszych potknięciach starałem się upraszczać, a poważne błędy wyjaśniałem. Dla tłumacza to kwestia kompromisu między czytelnością tekstu, oddaniem oryginału i tym, żeby dodatkowo nie obciążać czytelnika przypisami. Pojawiają się też kwestie wielokrotnych powtórzeń – tekst jest prawidłowo napisany, ale ktoś ma tendencję, przez nieuwagę, bądź zwyczaje językowe, że powtarza to samo słowo w sąsiadujących zdaniach. To oczywiście nie brzmi najlepiej.

A co, jeśli tłumacz nie znajdzie polskiego odpowiednika? Przyznam, że z takim przypadkiem się nie spotkałem. Jest to po prostu kwestia zasady, że nie można tłumaczyć, jeśli samemu się nie rozumie. Nawet jeśli tekst jest bezsensowny, należy zapytać: dlaczego jest bezsensowny? Dlaczego dana osoba zrobiła coś nielogicznego, popełniła błąd? Z czego to mogło wynikać? Generalnie, zawsze należy założyć, że jeżeli czegoś nie rozumiemy, błąd jest po naszej stronie.

Agnieszka Żółkiewska Kolejnym problemem, który napotyka tłumacz, zwłaszcza tłumacz tekstów literackich, jest to, że ich autorzy nigdy nie dostali szansy ich poprawienia, udoskonalenia, wystylizowania, dopieszczenia. Stąd biorą się różne problemy przy tłumaczeniu. Jak ten tekst oddać? Jak przedstawić z korzyścią dla samego autora? Jeśli tekst był niedokończony lub posiadał pewne mankamenty – stylistyczne bądź logiczne – musieliśmy podejmować pewne rozstrzygnięcia. Takie decyzje są trudne dla tłumaczy, którzy nie chcą ingerować w teksty i poprawiać autora. Ale nie były to ingerencje zmieniające sens.

Współpracownicy Ringelbluma, którzy byli wyrobieni literacko – niektórzy zawodowo parali się dziennikarstwem przed wojną — mieli więcej szczęścia niż ich koledzy po fachu przebywający w getcie, ponieważ za swoją pracę dostawali minimalne wynagrodzenie. Ale podchodzili do niej z pasją, z oddaniem. I to widać w ich tekstach: skrupulatność odtwarzania tamtej rzeczywistości, pełną empatię, a także krytycyzm kierowany pod adresem tych, którzy byli niewrażliwi na problemy getta. I to jest inne, nowe, świeże w tych tekstach, stanowiące też wyzwanie. Jesteśmy przyzwyczajeni do perspektywy nieżydowskiej. Oglądamy tragedię wojny, Holokaust zwykle oczami nie-Żydów, świadków, którzy nie mieli doświadczenia getta. Tu mamy zupełnie odwróconą perspektywę, widzimy getto od środka, oczami uwięzionych tam ludzi. To też było dla nas, tłumaczy, pewnego rodzaju wyzwaniem, ponieważ jest to inny obraz getta, bardzo martyrologiczny, poruszający do głębi, ale też pokazujący złożoność sytuacji panującej w getcie.

Marta Dudzik-Rudkowska Nad tekstami pracowałam prawie trzy lata, tłumaczyłam w sposób ciągły w weekendy, dniami i nocami. Wspominam to jako coś bardzo wycieńczającego.

Z mojej dotychczasowej pracy wynika, że żadne odczytanie tekstu, czy to dla analizy naukowej, czy dla czystej przyjemności, nigdy nie daje aż tak głębokiego kontaktu z autorem, jak czytanie dla przekładu. Dostrzegam rzeczy, których wcześniej nie widziałam i to jest właśnie wymiar dodatkowego doświadczenia, które daje tłumaczenie.

Monika Polit Tłumacz to człowiek, który się wprawił w sztuce przekładu, moim zdaniem, artystycznego. Można też wykonywać ten zawód, ponieważ taka jest potrzeba, np. wiążąca się z prowadzonymi badaniami. Trudno nazwać kogokolwiek z nas tłumaczem zawodowym, czy też tłumaczem, który poświęca się tylko temu zadaniu translatorskiemu. Są to prace, które powstają przy okazji, co nie znaczy, że są wykonywane mniej pieczołowicie. Wręcz przeciwnie.

Z tłumaczami par excellence łączy nas to, że wracamy, krążymy wokół słów albo przyglądamy się temu, co jest nieczytelne, niezrozumiałe. W końcu słowo, które na początku wydawało się tylko bohomazem, po kolejnych przypatrywaniach, powrotach i pracy z kontekstem, staje się jasne. Czasem jednak jakiegoś słowa tylko się domyślamy albo wiemy, że żadne inne w tym miejscu nie mogłoby się pojawić.

Niektórzy byli również redaktorami tomów, co oznaczało, że zarówno przekładali, jak i opracowywali teksty. To wymaga zupełnie innego podejścia. Musimy wtedy oddać teksty redaktorom językowym w formie, która nie sprawi im trudności do momentu wydania, a nawet jeśli się one pojawią, musimy być gotowi odpowiedzieć na każde pytanie związane z naszym warsztatem naukowym i redaktorskim.

Marta Dudzik-Rudkowska Bardzo dużo nauczyłam się przy tej pracy. Ważną cechą dla tłumacza jest pokora, bo żaden tłumacz siadając do tekstu, nie wie, co go czeka. Nawet, jeżeli wcześniej go przeczyta.

To jest ogromna satysfakcja, ogromny stres i ogromna odpowiedzialność tłumacza wobec autora, czytelników i badaczy, jako że ten tekst może również służyć jako źródło.

Monika Polit Moje osobiste związanie z tą pracą jest związaniem medytacyjnym. Jako osoba bardzo niecierpliwa, dzięki pracy z rękopisami na tę krótką chwilę staję się metodyczna i bardzo uważna, spowalniam bieg myśli i działań. Tłumaczenie to proces linearny. Zatrzymuje mnie, osadza, doznaję wyciszenia, ukojenia i oderwania. Po pierwsze, jest to związane z tym, że pracuję na tekstach rękopiśmiennych, a po drugie — zazwyczaj są one znakomitymi kawałkami literatury bądź szeroko pojętych tekstów artystycznych, więc bardzo mi zależy, aby nie uronić z nich ani słowa, nie skazić sensu.

 

Dostaliśmy zadanie, aby to udostępnić

Tadeusz Epsztein Pamiętam moment, w którym zaczynaliśmy ten projekt. Tysiące dokumentów czekało na przełożenie i marzeniem było, żeby znaleźć przynajmniej kilku tłumaczy. Rozpaczliwe szukanie po całej Polsce. Siedziałem przy komputerze, pisałem maile i błagałem, aby ktoś przysłał cokolwiek. Chcieliśmy, żeby to ruszyło. Nie byłoby tej edycji, gdyby nie tłumacze. Bez tych ludzi nie dałoby się tego zrobić.

Marta Dudzik-Rudkowska Ogromny szacunek należy się koordynatorom tego projektu, którzy wykonali tytaniczną pracę. To chyba cud, że to wszystko udało się doprowadzić do końca i to doprowadzić w tak doskonałej formie. Wszystkie tomy są doskonale opracowane i przygotowane, poziom został utrzymany do samego końca. Nie wiem, czy ktoś inny byłby w stanie to udźwignąć. Podziwiam determinację i trzeba docenić, jak ważną pracę wykonali dla nas wszystkich, nie tylko dla potomności, ale też dla nas, tłumaczy, tworząc komfortowe warunki pracy nad tymi tekstami. Mogliśmy cały czas liczyć na ich pomoc, niezależnie od tego, ilu nas akurat pracowało. Było to nieprzebrane morze ludzi, których trzeba dopilnować, którym trzeba pomóc, którzy mają swoje potrzeby i swoją specyfikę projektu, języka, przekładu, tłumaczonego tekstu, więc jest to wyczyn absolutnie niesłychany.

Monika Polit Mam satysfakcję, ale to nie znaczy, że jestem szczególnie zadowolona — ilekroć spoglądam ponownie na tekst, wydaje mi się, że w każdym, dowolnie wskazanym, miejscu mogłabym coś poprawić. Ale to naturalne chyba. Należy nadal pracować, nie ustawać i nie mieć przekonania, że jest to produkt gotowy. To, co dziś wydaje się pewnikiem, zostanie kiedyś zweryfikowane albo poprawione — może przez kogoś, kto wychował się w tej kulturze albo otrzymał podobną edukację, co większość autorów piszących dla Archiwum. Będzie w stanie wychwycić subtelności, które spłaszczamy i wskazać błędy w naszym myśleniu.

Agnieszka Żółkiewska Dla każdego tłumacza praca nad tekstami z Archiwum Ringelbluma była innego rodzaju wyzwaniem, choć wszyscy przeżywaliśmy je emocjonalnie bardzo głęboko. Jest to nieuniknione przy pracy nad dokumentami z czasów Holokaustu. W przypadku tekstów napisanych w jidysz zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że są one jednymi z ostatnich, które powstały w tym języku w Polsce, ponieważ ten język został uśmiercony razem z ludźmi, którzy nim mówili. Dzisiaj umierają ostatni Żydzi, którzy wychowali się w tym języku. Tym bardziej ciążyła na nas ogromna odpowiedzialność za te teksty. Ponadto mieliśmy pełną świadomość tego, że misji, jaka połączyła ludzi z Oneg Szabat, przyświecała myśl, żeby powiedzieć całemu światu o tym, co się wydarzyło tam i wtedy, w getcie. Chcieliśmy to zrobić jak najlepiej.

Sara Arm Ja po prostu los tłumaczyłam. Los tych ludzi, o to mi chodziło. Świat powinien był o nich wiedzieć, pamiętać. Dlatego się tym zajęłam. Nie chciałam, żebym tylko ja wiedziała. Zrobiłam, co mogłam. Od rana do późna w nocy siedziałam nad tym. To było naprawdę trudne. Pogubiłam dużo ludzi, znajomych, bo ja cały czas byłam tym tematem zajęta. Niektóre rzeczy były nawet dla mnie wstrząsające i mówiłam, ale nikt nie lubi słuchać, szczególnie, jeśli go to nie obchodzi.

_en__44A3987.jpg

Z tego co zrobiłam, to jest dla mnie najważniejsze.

Tadeusz Epsztein Jak rozpoczynaliśmy edycję tych dokumentów, to były różne pomysły, jak to robić. Nie mieliśmy wątpliwości, że tak, jak na początku zaplanowała Ruta Sakowska — jeszcze w latach 70. — żeby one żyły, funkcjonowały, trzeba je przełożyć na język polski, a w przyszłości na angielski. Mieliśmy świadomość, że jeśli nie będą opracowane, przetłumaczone i udostępnione, to ludzie nie będą do nich sięgać. I to całe dziedzictwo będzie leżało, nawet najlepiej zabezpieczone, ale bezużyteczne. Te źródła mają szersze znaczenie niż materiał dla zawodowych historyków. Nie chcę używać górnolotnych określeń, ale dostaliśmy zadanie, aby to udostępnić nie tylko ludziom, którzy znają te rzadkie języki.

Pełna edycja Archiwum Ringelbluma

 

Dziękuję wszystkim osobom, które przyczyniły się do powstania tej publikacji, przede wszystkim moim rozmówcom: koordynatorom i edytorom naukowym pełnej edycji Archiwum Ringelbluma — dr Eleonorze Bergman, dr Katarzynie Person, prof. Tadeuszowi Epszteinowi oraz tłumaczom — Sarze Arm, Marcie Dudzik-Rudkowskiej, dr Piotrowi Kendziorkowi, dr hab. Joannie Nalewajko-Kulikov, dr Monice Polit, Magdalenie Siek, Belli Szwarcman-Czarnocie, dr Markowi Tuszewickiemu, dr Agnieszce Żółkiewskiej.

------------------

Wszyscy tłumacze pełnej edycji Archiwum Ringelbluma (w kolejności alfabetycznej):

Sara Arm, Aleksandra Bańkowska, Małgorzata Barcikowska, Tatiana Berenstein, Eleonora Bergman, Daria Boniecka-Stępień, Iwona Brzewska, Anna Ciałowicz, Marta Dudzik-Rudkowska, Tadeusz Epsztein, Joanna Feldman-Kwiecień, Maria Ferenc Piotrowska, Michał Friedman, Maja Gąssowska, Aleksandra Geller, Alicja Gontarek, Blanka Górecka, Regina Gromacka, Julia Jakubowska, Agnieszka Jawor-Polak, Piotr Kendziorek, Michał Koktysz, Agata Kondrat, Iga Monika Kościołek, Shmuel Krakowski, Jan Leński, Tadeusz Lewandowski, Joanna Lisek, Izabela Łach, Justyna Majewska, Piotr Matywiecki, Joanna Nalewajko-Kulikov, Agnieszka Olek, Zofia Pacuska, Kazimierz Pacuski, Katarzyna Person, Monika Polit, Yale Reisner, Martyna Rusiniak-Karwat, Adam Rutkowski, Ruta Sakowska, Jacek Sawicki, Magdalena Siek, Alina Skibińska, Anna Szyba, Karolina Szymaniak, Bella Szwarcman-Czarnota, Sylwia Szymańska-Smolkin, Magdalena Tarnowska, Maciej Tomal, Marek Tuszewicki, Marta Tycner-Wolicka, Marcin Urynowicz, Maciej Wójcicki, Franciszek Zakrzewski, Olga Zienkiewicz, Andrzej Żbikowski, Agnieszka Żółkiewska.

Anna Majchrowska