Odbicie twarzy w „innym” — Portret mężczyzny w stroju orientalnym Samuela Hirszenberga

Autor: Teresa Śmiechowska
W zbiorach sztuki Żydowskiego Instytutu Historycznego, utworzonych po wojnie z ocalonych pozostałości żydowskiej kultury, znajdują się dwa — szczególnie ważne dla kolekcji — przykuwające uwagę, portrety. Oba namalowane techniką olejną na płótnie.
MZ_IH_A-60_1.jpg

 

Jeden to reprodukowany wielokrotnie, najczęściej wypożyczany na wystawy, Autoportret Maurycego Gottlieba w stroju arabskim (inny tytuł: Autoportret Maurycego Gottlieba w stroju beduińskim), kopia obrazu Mistrza, powszechnie uznanego za pierwszego „malarza żydowskiego” w Polsce, wykonana przez jego młodszego brata Marcina w 1887 roku. Oryginał zaginął, nie wiemy czy istnieje. Obraz przedstawia autoportret Maurycego Gottlieba przebranego w strój beduiński, w jakim wystąpił na balu w wiedeńskim Domu Artystów w roku 1877.

_en_MZ_IH_A-439_1.jpg

 

Drugi obraz mniej znany (nie tak sławny jak Autoportret Gottlieba) to portret Araba Samuela Hirszenberga (1865 – 1908) bez daty powstania, ale namalowany z całą pewnością pod koniec życia artysty, już w Jerozolimie pomiędzy 1907 – 1908. Jest to pół-postaciowy portret młodego mężczyzny ukazanego niemal en face, lekko odchylonego w prawo. Portretowany ma smagłą twarz, szerokie czarne brwi, ciemne oczy, smutne spojrzenie skierowane nieco w dół, ale bardziej „do wnętrza”, wąskie wąsy, szerokie wargi. Postać ubrana jest w brązowo-czerwony burnus, jego głowę i ramiona okrywa biały haik podtrzymywany przez czarny sznur obwiązany wokół głowy i zwisający z lewego ramienia, na wysokości szyi spięty złotą obrączką. Haik spływa na ramiona i piersi, jego prawy róg przerzucony jest przez lewe ramię portretowanego. Postać ukazana jest na gładkim, jasnym beżowo-żółtym tle. Ten kontrast stosunkowo ciemnej sylwety postaci i bardzo jasnego tła sprawia wrażenie wychodzenia postaci z tła. Na odwrocie obrazu mamy zapisaną część jego historii. Znajduje się tam napis: darowizna p. (pani) Hirszenberg, Kr (Kraków) 22/7 1907.

Obraz został zakupiony do zbiorów Muzeum ŻIH od p. Bulandy z Krakowa (info. na karcie obiektu zgodnie z księgami inwentarzowymi muzeum). Z katalogu wystawy Sto lat Malarstwa Polskiego 1800–1900  zorganizowanej w Pałacu Sztuki w Krakowie w 1929 roku dowiadujemy się, że właścicielem obrazu (tytuł katalogowy – Studium Araba) był krakowski adwokat dr Zygmunt Ehrenpreis. Już po wojnie obraz znalazł się w zasobach Centralnego Komitetu Żydów w Polsce.

Oba portrety — namalowane przez artystów bliskich sobie zarówno pokoleniowo, jak i ideowo (Hirszenberg był młodszy od Gottlieba tylko o osiem lat) — bardzo różnią się od siebie, choć oba możemy zaliczyć do kategorii „Orientalnych”.

_en_MZ_IH_A-60_1.jpg

 

Orientalizm w sztuce XIX wieku był rozpowszechnionym, modnym zjawiskiem, częścią szerokiego nurtu w Europie, który pojawił się w sztuce, nauce, literaturze i muzyce tego okresu jako przejaw zainteresowania kulturą wschodu. Wiązany również z narodzinami romantyzmu, „jego koncepcją wolności, upodobania do egzotyki i niezwykłości”.

Fascynacja Orientem w XIX w. była na tyle silna, że niezwykle modne stały się autoportrety artystów europejskich w strojach arabskich. Artyści zaczęli wyjeżdżać na Wschód już pod koniec XIX w. Jesienią 1907 roku na Wschód wyruszył Samuel Hirszenberg wraz z żoną Diną.

Podróż rozpoczął z Krakowa, zatrzymując się na moment w Bretanii u swojego młodszego brata, Leona, po to, żeby w październiku 1908 roku popłynąć statkiem z Marsylii do Palestyny. Po przyjeździe do Jerozolimy, tutaj pod niebieskim niebem swojej ojczyzny, odnalazł być może pogodę ducha zapominając o marzeniu, koszmarach dręczących go przez ostatnie lata. Odżył odradzając się na nowo razem ze swoim narodem. W szkole do której przybył, jako prof. od malarstwa, odnalazł czekającą na niego młodzież, pokładającą w nim całą swoją nadzieję. Bo przecież, jak pisze dalej w swoim dzienniku Dina, żona Samuela przyjechał do Palestyny z silnej potrzeby zmiany, po to żeby żyć, po to żeby tworzyć życie w Jerozolimie, która z wcześniejszego fantazmatu, marzenia przeistoczyła się w rzeczywistość. Do Jerozolimy zaprosił go Boris Schatz, artysta, rzeźbiarz z Litwy, założyciel pierwszej Szkoły Sztuki i Sztuki stosowanej „Bezalel”. Krakowskie gazety pisały wówczas o niezwykłej karierze Hirszenberga, który został powołany na stanowisko dyrektora Akademii Sztuk Pięknych w Jerozolimie (Rada szkoły rozważała taką możliwość). W wywiadzie dla gazety „Świat” z dnia 20 lipca 1907, na kilka dni przed „przeniesieniem się z nad Wisły pod egzotyczne niebo biblijnego kraju”, Hirszenberg wypowiedział się z dużym entuzjazmem: Akademia wraz z kompleksem muzeów, stanie się z czasem punktem centralnym dla sztuki i archeologii żydowskiej. Później mają się wytworzyć inne jeszcze instytucje kulturalne wyższego rzędu: wielka biblioteka, uniwersytet... Z Akademii, jak podkreśla w wywiadzie Hirszenberg, mogą wychodzić nie tylko nauczyciele, lecz i artyści wolni... Palestyna ze swoimi pięknymi partiami górskimi dostarcza wiele cennego materiału dla pejzażu... W tym samym wywiadzie Hirszenberg informuje, że na razie udaje się do Jerozolimy na przeciąg dwóch lat, później – zostanie, albo wróci na powrót do Polski. Nie umie tego teraz przewidzieć…

Po przyjeździe do Jerozolimy Hirszenberg przeszedł proces transformacji, porzucił symboliczne przedstawienia, martyrologiczne tematy, „tematy drogi”, duże formaty i kolorystykę utrzymaną w ciemnej tonacji. Nowe niebo, inny krajobraz, „nowa” rzeczywistości, wpływ ostrego światła pomogły mu wejść w inną aurę, rozjaśnić paletę i zająć się nowymi tematami. Malował wielokrotnie wzgórze świątynne z meczetem Omara, uliczki Starej Jerozolimy, Ścianę Płaczu, dolinę Cedronu. Obrazy malowane lekko, swobodnie charakteryzuje fragmentaryczność ujęcia, jasna, soczysta barwa.

Z Pamiętnika Diny, dowiadujemy się również, że w Jerozolimie na swoich pierwszych modeli wybrał Jemenitów, najnędzniejszy lud na świecie. [którzy] co roku nadciągali całymi hordami z krańców szczęśliwej Arabii, gdzie żyli plemiennie, i zalewali Palestynę [...] lud niewielkiej postury, zagruźliczeni, rozgorączkowani, ale ich twarze spalone słońcem Arabii pozostają szlachetne, są piękne…..Hirszenberg inspiruje się ich straszną ludzką niedolą, ich wykluczeniem spomiędzy innych plemion. Jak pisze dalej Dina, żona artysty — I faktycznie, S. Hirszenberg, jak prawdziwy poeta, będzie umiał wydobyć z tych biednych, wychudzonych, smagłych twarzy prawdę ogólnoludzką. Płynność linii artysty, która obrysowuje sylwetki, podkreśla każdy detal tak ważny dla portretu, detal twarzy, rąk oddaje „wewnętrzną istotę” tych postaci. Niewielu artystom udało się wyrazić tak sugestywny wyraz psychologiczny postaci. Gdzie znajdują się te obrazy, czy zaginęły bezpowrotnie?! Tego nie wiemy. Znamy je jedynie z reprodukcji w Ost und West z 1912 roku. Z kategorii „Orientalnych” w Bezalel zmieniły zapewne kwalifikację na styl „Hebrajski”. Jak przedstawiły się w kolorze, możemy sobie jedynie wyobrazić patrząc na portret Jemenity namalowany przez Lazara Krestina (1868 – 1938), portret wyraźnie inspirowany malarstwem Hirszenberga, wręcz z portretu jego autorstwa skopiowany. Krestin objął stanowisko nauczyciela malarstwa w Bezalel po śmierci Hirszenberga.

W jego ostatnich, malowanych w ciągu jedenastu miesięcy pobytu w Jerozolimie, obrazach, rysunkach odnajdujemy całe bogactwo typów ludzkich, starych Żydów, młodych Arabów. A z tego okresu i zbioru pozostał nam z pewnością Portret Mężczyzny w stroju Orientalnym, występujący jeszcze pod innymi tytułami — Arab, Studium Araba (niestety, w tym przypadku artysta nie pozostawił nam żadnej sugestii w postaci zapisu na płótnie). Jest to portret szczególny, jedyny zachowany tego rodzaju. Widać w tym portrecie fascynację człowiekiem, w jego twarzy odnajdujemy wszystkie uczucia, radość, smutek, zamyślenie, rozmarzenie, ale przede wszystkim szlachetną godność i piękno. Najważniejsza w tym portrecie jest twarz, przywodzi na myśl słowa Emanuela Levinasa, francuskiego filozofa. Podążając za jego teorią „Twarz” wyraża najgłębszą istotę człowieka, poświadcza prawdę o nim samym, jest potwierdzeniem obecności (tu, w tym kraju moich przodków są moje korzenie). Twarz człowieka jest zarazem symbolem inności. A jednocześnie wyrazem bezpośredniej bliskości jest spotkanie twarzą w twarz. Twarz „Innego” (bliźniego) jest również śladem obecności absolutnie „Innego” (Boga). Rozpoznać Go można w twarzy „Innego”.

W studium Araba, jestem o tym głęboko przekonana, odnajdujemy wewnętrzny portret Artysty (nie wykluczając do końca zewnętrznego podobieństwa, ale odnoszącego się do czasów młodości – Samuel Hirszenberg miał zwyczaj identyfikować się z postaciami ze swoich obrazów, nadając im cechy własnej twarzy). Mamy tu do czynienia z wyobrażonym autoportretem, w którym artysta odsłania przed nami swoje „wnętrze”, swoją „duszę”. Henryk Glicensztejn, wybitny rzeźbiarz, tak charakteryzuje Hirszenberga, swojego szwagra, którego znał osobiście: był naturą pełną wykwintu i wewnętrznego piękna. Rycerski wobec drugich, mało dla siebie żądający. Autor związany z gazetą „Chwila" w 1926 roku tak o nim pisze w dalszej części artykułu:  Mówiąc o Żydach, Arabach, typach wschodnich ze swoich obrazów, mówił nam zarazem o sobie. Jest sam jednym z bachurim genialnej swej „Jesziwy” i jest postacią w długim korowodzie Golusu i jest może...małym Spinozą, który pieszczoty przyjmuje tylko z dłoni Uriela Akosty. Kiedy patrzymy na nie żydowskie tematy prac Hirszenberga – pojmujemy, że żyjąc w żydostwie nie zaskorupiał się wcale. Jego wczesne „Pastorałki”, jego pejzaże palestyńskie z ostatniego okresu życia, że ku wszystkiemu co piękne szedł pomost od ponurego golusu. I jeszcze jedno, co charakteryzuje Hirszenberga. Gdy ciężko już chory przybył do Palestyny, by w Bezalelu zająć skromne stanowisko kierownika oddziału malarstwa – znalazł mimo pełną świadomość że każdy z pięknych dni jest darowizną całą skarbnicą niczem nie przyćmionego szczęścia. – Opowiadał mi prof. Schatz, gdyśmy siedzieli na ławeczce przed Bezalelem mówił o ostatnich latach Hirszenberga, że to co Hirszenberg mówił mu o Palestynie da się skondensować w jednym zdaniu: Jakże ciężko umierać, gdy się jest wreszcie u brzegu swojej ojczyzny.

Artysta dotarł do „swojej ojczyzny”, w której spędził tylko jedenaście miesięcy, a chociaż ten czas w porównaniu z życiem człowieka dorosłego wydaje się mgnieniem, Samuel Hirszenberg „przedłużył swe życie” w pozostawionych po sobie dziełach, tak jak to ma miejsce w przypadku każdego wybitnego artysty. Jeszcze raz przytoczę słowa Diny, wiernej do samego końca, towarzyszki życia: czy maluje Saula, dumnego, wyniosłego, namiętnego, czy Dawida, wielkiego samą swoją powagą, to pozują mu Jemenici. Odnajduje w nich bowiem pierwotny typ rasy, jakiego żadnej cywilizacji nie udało się wynaturzyć. To w nich odkrywa sławetnych przodków, którzy przecież także przywędrowali z pustyni. Ale to nie tylko typ czy szlachetność wyrazu należy podziwiać w rozmaitych dziełach, które S. Hirszenberg wykonał w Palestynie. Jest także walor malarski: jakaż delikatność tonów, jaka pewność rysunku, jakie zestawienia barwne. Uprościł paletę.

A na koniec, wracając do portretu Artysty w stroju arabskim Maurycego Gottlieba, który przywołałam na początku tego tekstu, jeszcze jedna myśl nie daje mi spokoju... Czy Gottlieb, który w Autoportrecie 1877 roku tak doskonale ukrył swoją społeczną tożsamość pod maską orientalnego kostiumu, gdyby nie umarł przedwcześnie, zdecydowałby się na opuszczenie Europy po to, żeby rozpocząć nowy etap swojego życia w Jerozolimie, w Ziemi Obiecanej, tak jak to zrobił jego młodszy kolega Samuel Hirszenberg stawiany zaraz po nim, na drugim miejscu, w panteonie najwybitniejszych artystów żydowskich?

 

Cytaty w tekście pochodzą z:

D. Hirszenberg, Samuel Hirszenberg, tłum. Ewa Bobrowska, Żydowski Instytut Historyczny im.Emanuela Ringelbluma, Warszawa 2016.

Orientalizm w malarstwie, rysunku i grafice w Polsce w XIX i 1. połowie XX wieku, katalog wystawy w MNW, Warszawa 2008.

„Chwila", 1926 nr 2531 z dnia 4.04.

 



Teresa Śmiechowska